LITTLE DEATH
To właśnie seks
2014, Australia
komedia, reż. Josh Lawson
Little Death. Mała śmierć. Potocznie: orgazm. Tymi słowami zaczyna się film Josha Lawsona już z góry wyjaśniając, o co chodzi. Polski przekład niepotrzebnie nawiązuje do brytyjskiego klasyka, bo produkcja australijskiego reżysera jest na wskroś oryginalna i taki też jest jej angielski tytuł. Oczywiście to właśnie seks jest tu głównym tematem, lecz seks postrzegany w dość specyficzny sposób. To nie jest jedna z tysięcy prymitywnych i wulgaryzujących komedyjek dla widzów o IQ ameby lecz przyjemnie zmontowany zestaw scenek rodzajowych kilku par, które w swym związku do spełnienia erotycznego potrzebują dodatkowych bodźców ale obawiają się szczerze porozmawiać z partnerem o tym, co ich naprawdę kręci. Łatwo sobie wyobrazić, jak częsty to przypadek – sfera intymna to prawdziwe tabu nawet w wieloletnich związkach. Podkreślając wpływ preferencji seksualnych na relacje w związku mężczyzny i kobiety autor wyśmiewa obłudę zalecając szczerość i otwartość. Tym bardziej, że potrzeby pokazane w Little Death są całkiem niewinne – mąż władczej i gadatliwej kobiety może ją kochać tylko wtedy gdy śpi; inna para przebiera się i odgrywa przygotowane wcześniej role; kolejną kobietę podniecają łzy męża, musi więc stale go zasmucać, zaś następna marzy o tym, by być zgwałconą, itd. Josh Lawson może nie ma reżyserskiego doświadczenia i niektóre rozwiązania mogą być dla widza zbyt absurdalne (chociaż akurat te gorzkie momenty nadają filmowi realizmu), jednak fantazji mu na pewno nie zabrakło. Zaprezentował świeże i niezwykłe podejście do tematu, a jak na film bez konkretnej fabuły osiągnął całkiem zgrabny efekt. Na dodatek wszystkie te luźne wątki pod koniec połączył i wprawdzie tu nieco przekombinował, jednak i tak pozostawił naprawdę dobre wrażenie.
Lubię gdy twórca łamie schematy. Lawson to zrobił. Realizując opowieść o łóżkowych fantazjach miał przed sobą setki możliwości. Nie poszedł po linii najmniejszego oporu, uniknął tandetnych scen i klozetowych dowcipów, nakręcił film o zwykłych ludziach i ich osobliwych potrzebach seksualnych ze smakiem i klasą, a za samą scenę z call center należy mu się wielki szacunek. To właśnie seks pozwala się pośmiać lecz również skłania do refleksji. Można mieć wiele zastrzeżeń co do wyborów bohaterów jednak tak to bywa w życiu. Nie zawsze podejmujemy optymalne decyzje, a nieraz niewłaściwe zachowania wynikają ze szlchetnych pobudek. To dopiero drugi film australijskiego reżysera, a już udało mu się wybić ponad poziom produkcji o zbliżonej tematyce. To dobrze wróży na przyszłość.