MUMFORD & SONS Wilder Mind

Mumford Sons Wilder Mind recenzjaMUMFORD & SONS
Wilder Mind
2015

Pewne kapele wypada chwalić. Niedawno do tego grona dołączył powstały w 2007 roku angielski zespół wykonujący muzykę folk Mumford & Sons, którego debiutancki krążek mocno zaintrygował rynek, a jego następca – album Babel wydany jesienią 2012, otrzymał nagrodę Grammy w kategorii Najlepszy Album Roku, walnie przyczyniając się do renesansu tego gatunku muzycznego. Zrozumiałe więc, że wszyscy byli ciekawi – co dalej? Czy formuła się nie wyczerpła? Czy kolejna płyta jeszcze przebije osiągnięcia poprzednich (potrójna platyna w USA, podwójna w UK)? Po majowej premierze Wilder Mind trudno ocenić, co się wydarzy – wszak gust masowego słuchacza rzadko idzie w parze z prawdziwą sztuką, natomiast jedno nie ulega wątpliwości: Mumford & Sons przedobrzyli. Banjo zamienili na gitary elektryczne, ciepłe melodie na stadionową papkę i całkowicie zatracili folkową tożsamość na rzecz zwykłego popu. Najdziwniejsze, że zrobili to celowo. Wokalista Marcus Mumford mówił jakiś czas temu, że nienawidzi swojej nazwy, image’u oraz wstyd mu za stare kawałki. No skoro tak – to zaproponował nowe. Wszystkie identyczne. Wszystkie brzmiące tak, jakby wyszły spod pióra jednej z setek działających dzisiaj kapel pop-rockowych. Kompletnie bez wyrazu. Nawet jeśli da się tego wysłuchać, nie bardzo jest po co. Coldplay dla ubogich? Ja podziękuję (chociaż ci akurat po słabiutkim Mylo Xyloto szybko odbudowali formę).
Nie, nie zawsze trzeba chwalić. Przeciwnie – jeśli Sting nagrywa album nudny jak flaki z olejem, bo akurat przeszedł do wytwórni wydającej klasykę, trzeba to napisać. Jeśli muzycy udanie wskrzeszający folk rock nagle chcą być drugim U2, „zatrudniają” syntezatory i automaty perkusyjne – też trzeba to podkreślać. Gdzie tu szczerość? Gdzie nowa jakość skoro rezygnuje się ze starej? Folk nie jest moją ulubioną muzyką, ale grając go Mumford & Sons przynajmniej się czymś wyróżniali z tłumu, i świat to docenił. Teraz są jednymi z wielu. Nagrali bezpłciową mainstreamową płytę, z której trudno cokolwiek wyróżnić, dlatego odpuszczę wymienianie tytułów piosenek. Jedna warta drugiej, a po wybrzmieniu trzeciej czy czwartej możecie bez wielkiej straty odpuścić pozostałe. I tak ich nie zapamiętacie. A jak ktoś szuka miłego dla ucha, ambitnego folku z wyższej półki – poleam sięgnąć po krążek Mount The Air grupy The Unthanks.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: