CAMOUFLAGE Greyscale

Camouflage Greyscale recenzjaCAMOUFLAGE
Greyscale
2015

Synthpop (znany też jako electropop lub technopop) to odmiana muzyki popularnej będąca nurtem muzyki nowofalowej, charakteryzująca się szerokim wykorzystaniem syntezatorów, automatów perkusyjnych oraz rozmaitych efektów elektronicznych. Tyle wikipedia. Mówiąc prościej chodzi o elektroniczną muzykę taneczną. Gatunek rozwinął się w latach 80., wtedy wymyślono nawet termin „new romantic„, który bardziej oddawał ducha nagrań i tamtej epoki. Melodyjne piosenki o miłości wsparte syntezatorowym instrumentarium wprowadzały romantyczny nastrój do dyskotek, a nowe kapele wyrastały jak grzyby po deszczu. Dzisiaj najbardziej pamiętamy OMD, Ultravox i Depeche Mode, a noworomantyczne hasła odeszły w zapomnienie. Pozostała nazwa synthpop, a jednym z najdłużej działających zespołów wiernych temu gatunkowi jest niemiecki Camouflage. Przez niektórych złośliwie nazywany kamuflażem Depeche Mode (bo też podobieństwo brzmienia do Brytyjczyków jest uderzające), kazał na swoją nową muzykę czekać aż 9 lat. Czy było warto? – oto jest pytanie. Słuchając 13 niemal identycznych kompozycji nie jestem wcale przekonany…
Trzy dekady temu new romantic miał swoje wielkie momenty (choćby słynna Vienna Ultravoxu). Moda odeszła i choć sentyment pozostał, dzisiaj trzeba się bardziej postarać, by kupić słuchacza. Płycie Greyscale nie można odmówić klimatu – utwory brzmią spójnie, są miłe dla ucha, stanowią kwintesencję stylu sprzed lat, jest tu melancholia Depechów, chłód Kraftwerku i przebojowość OMD. Problem w tym, że po pewnym czasie ta spójność (czytaj: jednostajność) zwyczajnie męczy. Nie myślę tu o fanach, bo oni nie będą narzekać, jednak cała reszta może zwyczajnie przysnąć. I po obudzeniu niewiele stracą, bo singlowy hicior Shine jest na samym początku, a najładniejsza piosenka I’ll Find zamyka wydawnictwo. Pozostałe kompozycje, na ogół utrzymane w spokojnym nastroju, niczym się nie wyróżniają. Przepraszam – w przepięknym Still przygrywa kwartet smyczkowy, ale i tak odniosłem wrażenie, iż można równie dobrze sięgnąć po starsze albumy kapeli i efekt będzie ten sam. I chociaż wolę ten romantyzm niż skoczne i zarazem nijakie kawałki w stylu Misery, to jednak nie w takiej dawce. To nadmiar cukru w cukrze. Lepiej słuchać pojedynczych numerów, wtedy kilka z nich się wybroni, bo to w sumie ładne piosenki są. I ładna płyta, lecz zarazem trochę nijaka. Perełka dla fanów grupy oraz wielbicieli synthpopu, i głównie dla nich.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: