BLOODBOUND Stormborn

Bloodbound Stormborn recenzjaBLOODBOUND
Stormborn
2014

Jubileusz najlepiej uczcić wydając nowy krążek – tak właśnie pomyśleli muzycy kapeli Bloodbound i na dziesięciolecie istnienia wydali Stormborn. To szósty album Szwedów, którzy już samym rozpędzonym debiutem (Nosferatu, 2005) wdarli się do powermetalowej czołówki w swoim kraju. Potem bywało różnie, ale mimo zmian personalnych (Patrik Johansson to czwarty wokalista w zespole) muzycy nie schodzili poniżej pewnego poziomu. Wygląda na to, że w tej sinusoidzie teraz znów są na krzywej wznoszącej – Stormborn może w całości nie rzuca na kolana, lecz momentami naprawdę robi wrażenie. Pełne energii, dynamiczne kawałki (charakterystyczne dla wczesnej twórczości) przeplatają się z typowo heavymetalowymi (jak na ostatnim krążku In The Name Of Metal), które ja akurat zdecydowanie wolę. Każdy więc znajdzie coś dla siebie, niezadowoleni będą tylko zwolennicy ballad rockowych, jakich tu na szczęście nie ma. Jest za to sporo ostrych riffów i ognistego grania (Satanic Panic, Blood Of My Blood, Seven Hells), gdzie zachwyca nie tylko gitarowa współpraca braci Olsson, lecz także mocarny śpiew Patrika. Miłośnicy epickiego grania świetnie odnajdą się w podniosłym, utrzymanym w średnim tempie numerze tytułowym, zaś cr?me de la cr?me stanowią dwa melodyjne hity: Made Of Steel i nieco szybszy We Raise The Dead. Nie ukrywam, że kocham takie granie i lubię, gdy gitarowemu wyścigowi towarzyszy odrobina melodii. Tej trochę mi brakuje na Stormborn, lecz jestem daleki od narzekania. To bardzo solidna i dojrzała rockowa pozycja. Jazda obowiązkowa dla fanów mocnego łojenia i gitarowych odjazdów.

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: