MILLENIUM
In Search Of The Perfect Melody
2014
Półtora roku temu zachwycałem się płytą Ego krakowskiej grupy Millenium. O najnowszej propozycji formacji Ryszarda Kramarskiego mógłbym napisać wszystko to samo, z jednym wszakże dodatkiem – jest jeszcze lepsza od poprzedniczki. Odnoszę wrażenie, że to dojrzalsza muzyka, absolutny top polskiego rocka progresywnego. Nie tylko polskiego zresztą, bo akurat w tej kategorii nie mamy się czego wstydzić przed światem. Tym razem panowie wybrali się na poszukiwanie perfekcyjnej melodii i wprawdzie w finale tytułowej kompozycji słyszymy, że „melodia nie istnieje oprócz snów”, jednak moim zdaniem te poszukiwania wcale nie były daremne. Melodia istnieje, pełno jej na tym albumie, chociaż nie zawsze łatwo ją wyłowić spośród bogactwa oferowanych dźwięków.
Tym razem nie będę już pisał o inspiracji klasyką gatunku, bo przecież cały rock progresywny (mimo dość zwodniczej nazwy) nie ma wiele nowego do zaoferowania i jest osadzony w klimatach wymyślonych ponad 4 dekady temu, co wcale nie przeszkadza zachwycać, czarować i zdobywać nowych słuchaczy, wrażliwych na piękno muzyki, a nie jedynie prymitywny rytm. Pastelowe gitary, urzekający saksofon, delikatne i ciepłe partie wokalne, wszystko to wytwarza baśniowy nastrój, który nie opuszcza słuchacza do samego końca, bo właśnie na deser zostawiono najsmaczniejszy kąsek. A zaczyna się a capella, niczym słynny genesisowski Dancing With The Moonlit Knight – to wstęp do utworu tytułowego, czy raczej suity In Search Of The Perfect Melody, bo jak inaczej nazwać kompozycję trwającą 20 minut? Nie jestem fanem aż tak rozciągniętych nagrań (to pasowało w latach 70., teraz już niekoniecznie), zwykle ich dusza gdzieś umyka, motywy się rozłażą, ale akurat tej słucha się całkiem przyjemnie. Trochę za mało się dzieje lecz rozumiem, że zapatrzony w Genesis Millenium też musi mieć swoje Supper’s Ready. Miły wokal Łukasza Galla wspomaganego przez Karolinę Leszko, zaś w finale znalazło się nawet miejsce dla kilku słów po niemiecku i po polsku. Potem mamy utwory krótsze, za to bardziej treściwe. Dynamiczny Girl From A Glass Sphere o dziewczynce chorej na autyzm to nie tylko chwytliwa melodia, lecz przede wszystkim potężne solo Kramarskiego na klawiszach, z kolei leniwie snujący się instrumental The Mirror Of Memories urzeka ciepłym brzmieniem saksofonu Dariusza Rybki i popisem gitarzysty Piotra Płonki. Apogeum albumu to finałowa kompozycja In The World Of Fantasy?, opublikowana wcześniej na składance rarytasów grupy, dająca przedsmak jesiennej premiery. Utwór doskonały w każdym calu, pełen napięcia i niepokoju, prawdziwe arcydzieło neoprogresywnego rocka. To nie tylko kapitalna melodia i piękny duet wokalny Galla i Leszko, to nie tylko genialne solówki czy liczne zmiany tempa (ale wszystko logicznie uporządkowane), to także albo przede wszystkim dramatyczny w swej wymowie, bardzo aktualny w tych niespokojnych czasach tekst tego antywojennego protest songu. Rozpoczynające i zarazem kończące go słowa „this world of hate is not for you and me” pozostają w głowie jeszcze długo po wybrzmieniu muzyki. Świetnej i wyrazistej muzyki. To wielki finał naprawdę udanej płyty krakowskich mistrzów prog rocka.