REAL-ŁUDOGOREC 4-0 Leniwa wygrana i nowy rekord Realu

Real Madryt Łudogorec 4-0 Liga Mistrzów 2014/2015   Real Madryt był zdecydowanym faworytem ostatniego starcia w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Łudogorec Razgrad nie miał prawa urwać punktów rozpędzonemu mistrzowi Europy, nawet jeśli ten wystąpił w nie najmocniejszym składzie (w ekipie Ancelottiego nie zagrali Casillas, Ramos, Pepe, Carvajal, Marcelo, Modrić, James i Benzema). I nie urwał – Królewscy wygrali pewnie 4-0 po grze, którą trzeba natychmiast wymazać z pamięci. Wymazać nie będzie łatwo, bo to wyjątkowe zwycięstwo – dziewiętnasta kolejna wygrana Realu, i w ten sposób został pobity hiszpański rekord ustanowiony w sezonie 2005/2006 przez Barcelonę prowadzoną przez Rijkaarda. Katalończycy wygrali wtedy 18 spotkań z rzędu. Los Blancos, jak na obrońcę tytułu przystało, jako jedyna drużyna zakończyli rozgrywki grupowe z kompletem zwycięstw. Bilans bramek 16-2 – niby nieźle, ale powinno być lepiej. Dzisiaj była okazja znacząco poprawić ten bilans lecz madrytczycy grali w ospałym tempie i mocno wynudzili publiczność na Bernabéu.
   Królewscy łatwo stwarzali okazje, bo przeciwnik jest Kopciuszkiem europejskiej piłki, lecz sami je wzorcowo marnowali. Gole zdobyli dopiero po stałych fragmentach gry. W 19 minucie sędzia wyrzucił z boiska Marcelinho, który ręką wybił piłkę z bramki, a rzut karny wykorzystał Cristiano Ronaldo, zaś w 38 minucie po rzucie rożnym Kroosa Bale strzałem głową podwyższył na 2-0. Pozostałe gole padły dopiero w końcówce meczu – najpierw w 80 minucie w zamieszaniu pod bramką dość przypadkowo (ale jednak) trafił Álvaro Arbeloa, zaś 8 minut później szczęśliwym trafieniem popisał się jego imiennik, debiutant Álvaro Medrán, którego strzał po rykoszecie od obrońcy przelobował bramkarza Stojanowa. Ostatecznie więc wynik jest całkiem okazały, lecz wcześniej przez godzinę oglądaliśmy prawdziwy festiwal niemocy madrytczyków. Złe decyzje, egoizm, niedokładność, brak pomysłu, a przede wszystkim – brak zaangażowania. Siła ognia Realu przypominała wygasłe rok wcześniej ognisko. Real grał ze słabeuszem na własnym stadionie z przewagą jednego zawodnika, a zupełnie nie było tego widać. Bułgarzy nie wystraszyli się utytułowanego przeciwnika, przez wiele minut swobodnie rozgrywali piłkę, bo nikt im specjalnie nie przeszkadzał. Tak leniwego meczu w wykonaniu piłkarzy z Madrytu w tym sezonie chyba nie było. Można oczywiście powiedzieć, że gospodarze grali ekonomicznie – skoro potrafili wysoko wygrać bez angażowania większych środków, to po co się przemęczać w tym trudnym i długim sezonie? To niby prawda, ale pewien niesmak pozostaje. Od takich piłkarzy oczekujemy znacznie więcej. Nawet przy grze na pół gwizdka powinny być składne akcje, po których człowiek bije brawo, a nie gra do tyłu i przypadkowe gole. Wszystko na stojąco, bez wychodzenia na pozycję, bez pomysłu, żadnej bramki z akcji. Szkoda.
   Właściwie nie ma kogo wyróżnić po tym spotkaniu. CR7 gubił się w nieudanych dryblingach, Bale próbował szarpać ale marnował idealne okazje i dalej jest poza formą, Isco wciąż nad dobro drużyny przedkłada własne mało efektywne dryblingi, Chicharito w ogóle poza grą, a jak już miał okazję to ją zepsuł zamiast podać do lepiej ustawionego kolegi, Illarra jak zawsze – mało inwencji, sporo strat i podania głównie do tyłu, i tak dalej. Zostawmy to, zwycięzców się nie sądzi, a Real wygrał i to całkiem wysoko, zresztą – podobnie jak rok wcześniej, został najlepszą drużyną rozgrywek grupowych, wygrał wszystkie mecze, więc zapomnijmy o stylu i miejmy nadzieję, że taka gra to tylko zasłona dymna przed mundialito w Maroku, gdzie już za tydzień mecz półfinałowy.


Minus Meczu: Chicharito

Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: