COLOSSEUM
Time On Our Side
2014
Gdy usłyszałem, że nowy album przygotowują muzycy z Colosseum, trudno mi było uwierzyć, że historia tej wyjątkowej kapeli będzie miała dalszy ciąg. Dlaczego tak wyjątkowej? Bo była to pierwsza w pełni jazzrockowa grupa na świecie. Istniała tylko 3 lata (1968-1971), a pięciokrotnie zmieniał się jej skład. Wydała zaledwie 3 albumy (nagrania do debiutu Those Who Are About to Die Salute You trwały 3 dni, do następnego, najsłynniejszego Valentyne Suite, również tylko 3 !), a ludzie pamiętali je przez lata. Mimo że zawierały trudną w odbiorze muzykę, bez tzw. przebojów. Wystarczyła wielka kultura grania, i prawdę mówiąc – to przetrwało do dziś. Grupę reaktywowano po 23 latach. Brytyjczycy wydali jeszcze tylko 2 krążki – ten ostatni Tomorrow’s Blues w 2003 roku (nie liczę pozycji koncertowych). I oto po 11 latach znów mamy nową muzykę Colosseum. I znów cholernie trudno ją ocenić…
Nie ma co udawać, że 70-letni muzycy grają coś świeżego czy odkrywczego i zachwycą młodych słuchaczy. Głuche iPokolenie nie ma szacunku dla klasyków i raczej nie doceni piosenek, które są pozbawione łupanego rytmu, chwytliwych refrenów i nie mają nic wspólnego z szeroko rozumianym popem. Zresztą sam też nie padłem na kolana, bo chociaż całej płyty dobrze się słucha, niewiele po niej zostaje w pamięci. Niby to ładne, ale troszkę bez wyrazu. Jednak narzekanie jest nie na miejscu, bo jazz rock ma swoje prawa, a Time On Our Side to i tak najbardziej przystępna pozycja zespołu, nieco zbliżona do klimatów Blood Sweat & Tears, z prostymi jak na Colosseum kompozycjami, bez rozbudowanych i pokręconych odjazdów. Warsztatowo oczywiście na wysokim poziomie, z bluesową gitarą, fajnymi Hammondami, uroczym saksofonem i dobrymi wokalami Chrisa Farlowe’a. To bardzo spójny materiał, a jeśli miałbym któreś nagrania wyróżnić, wybieram piękną balladę Nowhere To Be Found zaśpiewaną przez basistę zespołu Marka Clarke?a, lekko swingujący Dick?s Licks (z motywem kojarzącym się z These Boots Are Made For Walking Nancy Sinatry), leniwie rockowy You Just Don’t Get It i przede wszystkim klasycznie brzmiący opener Safe As Houses, który nie wiedzieć czemu wycisza się w najlepszym momencie. Po tym kawałku od razu wiadomo, o co chodzi – jeśli komuś tego typu klimaty nie podchodzą, może śmiało odpuścić resztę. Ja wytrwałem i bardzo dobrze, bo takiego staromodnego grania na poziomie dzisiaj ze świecą szukać.