HUNGER GAMES: MOCKINGJAY Part 1
Igrzyska śmierci: Kosogłos Część 1
2014, USA
akcja, fantasy, reż. Francis Lawrence
Wzorem innych popularnych ostatnio serii filmowych (Zmierzch, Harry Potter) i zgodnie z panującą ostatnio tendencją i prostą zasadą, że lepiej zrobić dwa razy niż raz, zakończenie Igrzysk śmierci postanowiono rozbić na dwie części. Zanim więc dojdzie do ostatecznej i efektownej rozprawy z dyktatorską władzą prezydenta Snowa (Donald Sutherland), ocaleli po zemście Kapitolu skupieni w podziemiach rebelianci przegrupowują siły i organizują opór. Na ich czele staje pani prezydent dystryktu 13 Alma Coin (Julianne Moore), a główną twarzą rewolucji jest oczywiście jej inicjatorka Katniss (Jennifer Lawrence). Tyle na temat treści, teraz kilka refleksji po filmie, którego obie poprzednie części zdecydowanie skrytykowałem (a bez ich znajomości nie ma sensu oglądać Kosogłosa).
Nie czytałem książek Suzanne Collins więc siłą rzeczy nie będę się odnosił do zgodności filmu z jego literackim pierwowzorem. Książka zawsze wygrywa, przedstawia więcej wydarzeń, głębiej wchodzi w psychikę bohaterów, itd. Pytanie brzmi, komu z nastolatków, którzy tak tłumnie walili na dotychczas pokazane odsłony ekranizacji, to jest potrzebne? Kosogłos to bowiem zupełnie inny film od efekciarskich, skierowanych do młodej widowni poprzedników. Mroczny, surowy, poważny, daleki od kolorowych teledysków, jakimi były igrzyska organizowane przez Kapitol. Idę o zakład, że bezmózgowcom się nie spodoba, bo akcji tu niewiele (raptem jedna strzelanina), zrezygnowano z totalnych idiotyzmów scenariusza (krwawy deszcz, zabójcza mgła, genetycznie zmodyfikowane pszczoły, mordercze jagody, itp.) na rzecz refleksji po traumie, jaką wywołała przeprowadzona przez Snowa masakra dystryktu 13. Kosogłos aż kipi od emocji, a cierpienie i ból widoczne na twarzy Lawrence po wizycie w szpitalu autentycznie wzruszają. Oczywiście nie wszystko jest idealnie – mamy trochę dłużyzn i wciąż trafiają się dialogi w stylu: „To tu mnie pocałowałaś” – „Nie sądziłam, że pamiętasz” – „Musiałbym umrzeć żeby zapomnieć”, ale to drobiazgi i wyjątki. Całość jest spójna, reżyser powoli ale konsekwentnie buduje napięcie, utrzymuje duszny klimat (większość fabuły rozgrywa się pod ziemią), zaś aktorzy grają naprawdę znakomicie (nie tylko Lawrence, również Elizabeth Banks i Julianne Moore, świetny jest Josh Hutcherson (Peeta) i przede wszystkim Sutherland, którego tu niewiele, ale gdy się już pojawia, kradnie show). Chociaż film stanowi zaledwie prolog do ostatecznej rozgrywki, dla mnie to najlepsza część Igrzysk śmierci i liczę na utrzymanie tego poziomu w kolejnej odsłonie Kosogłosa. Wtedy będzie więcej walki, więcej efektów i może wreszcie więcej „śmierci” adekwatnie do źle przetłumaczonego w Polsce tytułu. Chociaż na to bym nie liczył, bo nad produkcją wisi ograniczająca reżysera kategoria wiekowa PG-13. Na koniec jednym zdaniem podsumuję całość wrażeń z seansu: Kosogłos Część 1 to naprawdę dobry film, zaś wizualne igrzyska będą dopiero za rok.