BOGOWIE
2014, Polska
dramat, biograficzny, reż. Łukasz Palkowski
wyst. Tomasz Kot
Wokół żadnego polskiego filmu nie było ostatnimi czasy tyle szumu. Bogowie Łukasza Palkowskiego to nie tylko zdobywca polskiego Oscara czyli Złotych Lwów na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, lecz także laureat nagrody publiczności i nagrody dziennikarzy. Wyróżniono również Tomasza Kota grającego główną rolę. Aktor wciela się w postać najsłynniejszego polskiego kardiochirurga Zbigniewa Religi, który w 1985 roku dokonał pierwszego w Polsce udanego zabiegu przeszczepu serca. I o tym jest ten film. Tak po prostu. Napisano o nim tak wiele, że nie ma potrzeby streszczać fabuły, zamierzam więc jedynie krótko podzielić się własnymi wrażeniami.
To nie jest biografia Religi – Palkowski pokazuje jedynie krótki fragment jego życia, i to bez lukrowania czy naginania faktów. Podkreśla jego upór i samotność w dążeniu do celu lecz nie buduje mu pomnika, pokazuje lekarza wraz z jego wadami, z nieodłącznym papierosem w ręku i ucieczką w alkohol, gdy problemy się nawarstwiają. A tych jest bardzo wiele, bo stetryczałe środowisko lekarskie było (i chyba nadal jest) niezwykle oporne na wszelkiego rodzaju nowinki, a tekst „serce jest w naszym kraju relikwią” mówi sam za siebie. Gdzie więc tkwi siła tego obrazu? Nie jest łatwo na to odpowiedzieć. Najprościej napisać, że w genialnej kreacji Tomasza Kota. To jego życiowa rola, aktor wypada jeszcze lepiej niż w Skazanym na bluesa, gdzie brawurowo odegrał woklistę grupy Dżem Ryszarda Riedla. Kot na ekranie po prostu stał się Religą – jest przygarbiony, chodzi w charakterystyczny sposób, ma ten sam grymas na twarzy i pali jak smok, a charyzma wykreowanej przez niego postaci mogłaby obdzielić wiele innych filmów. Jednak jego kapitalna rola na nic by się zdała, gdyby tu nie zagrały inne elementy: doskonała muzyka, świetne dialogi, sceny wzruszające przeplatane odpowiednio dobraną dawką humoru (rozładowującą napięcie wtedy, kiedy trzeba), wzorowa scenografia, wreszcie sama realizacja i montaż na najwyższym poziomie. Tu widać dużą klasę reżysera, bo przecież sama historia nie jest aż tak interesująca, trzeba było umieć ją pokazać w sposób pasjonujący, wciągający i trzymający w napięciu widza. Również tego, który z medycyną nie ma nic wspólnego.
Czy ten film nie ma wad? Na pewno ma, jak każdy. Liczy się jednak to, że nie myślimy o nich w czasie seansu. Może trochę przerysowano czasy PRL-u (partia celowo utrudnia życie upartemu lekarzowi, lecz wszystko załatwi gangster z czarnej wołgi, pokazywany obowiązkowo w towarzystwie dwóch goryli – przepraszam: panów „przystojnych inaczej”), może nieco brakuje głębszej charakterystyki innych bohaterów opowieści czy większej ilości scen operacji (w końcu o tym jest ten film!), ale to są tak naprawdę drobiazgi. Obraz aż kipi od emocji i tym kupuje widza. I jeszcze jedno – Bogowie to nie tylko znak czasów, to film uniwersalny, celnie puentujący nasze narodowe przywary, a słowa „Polak Polakowi nawet porażki zazdrości” są aktualne do dzisiaj. Czasy się zmieniły, ludzie nie bardzo.