ANGRIEST MAN IN BROOKLYN
Choleryk z Brooklynu
2014, USA
dramat, obyczajowy, reż. Phil Alden Robinson
Choleryk z Brooklynu długo (przynajmniej do grudniowej premiery 3 części Nocy w muzeum) będzie postrzegany jako ostatni film ze zmarłym niedawno Robinem Williamsem i to z pewnością nieco rzutuje na jego ocenę. Obraz zapada w pamięć tym bardziej, że aktor okazał się prorokiem we własnej sprawie – w jednej ze scen mówi wyraźnie, że na jego nagrobku będzie napis 1951-2014. I tak rzeczywiście jest…
Williams wciela się w rolę nieuprzejmego i zgorzkniałego upierdliwca, który podczas badania w szpitalu dowiaduje się, że ma tętniaka mózgu. Diagnoza nie jest tak druzgocąca, jak samo stwierdzenie lekarki (dla której pacjent był wyjątkowo niemiły), iż pozostało mu zaledwie 90 minut życia. Zdesperowany mężczyzna nie bardzo wie, jak wykorzystać ten czas. Postanawia pogodzić się z bliskimi i naprawić wyrządzone im krzywdy. Gdy rusza w pogoń za ostatnimi chwilami szczęścia, doktor Sharon (Mila Kunis) stara się go odnaleźć i naprawić swój błąd.
Film pana Robinsona to skłaniające do refleksji kino obyczajowe. Nieuchronność śmierci i rozpaczliwa walka o każdą pozosotałą minutę nakazuje zastanowić się, co tak naprawdę jest istotne w życiu. Czy goniąc za pieniędzmi nie gubimy czegoś znacznie ważniejszego? Przecież nie każdy dostanie od losu szansę i czas na naprawienie błędów, w których ludzie potrafią uparcie tkwić. Jednak taka chwila zadumy nie przysłania wad samego obrazu. To nie jest zbyt pasjonujący film. Zaczyna się ciekawie, a potem brakuje pomysłów, by temat pociągnąć i należycie rozwinąć. Jakby nakręcił go amator i nie potrafił odpowiednio rozłożyć akcentów. Poza brakami warsztatowymi również i aktorstwo nie porywa (jest na poziomie całej reszty, czyli bardzo przeciętne). Williams na pewno nie zaliczy tej roli do swoich najlepszych, Mila Kunis też chyba nie na miejscu. W efekcie seans męczy i gdyby nie koszmarny epizod z 11 sierpnia, na Choleryka z Brooklynu mało kto by zwrócił uwagę. Obejrzeć można, ale niekoniecznie.