CHILD OF GOD
Dziecię boże
2013, USA
dramat, reż. James Franco
James Franco jako aktor ma całkiem pokaźne CV, lecz jako reżyser jest dopiero na początku drogi ku chwale. Nie brak mu odwagi, skoro wziął na warsztat wybitnie niefilmową prozę Cormaca McCarthy’ego, ale też trudno powiedzieć, by wyszedł z tej konfrontacji obronną ręką. Oczywiście sztuka to pojęcie niezwykle względne i na pewno wiele osób doszuka się artyzmu w jego ekranizacji, jednak przeciętny widz raczej nie wytrzyma całego seansu. Historia wyrzutka społecznego Lestera Ballarda (w tej roli znakomity Scott Haze), który żyje w jaskiniach i stopniowo odkrywa w sobie skłonności mordercze i nekrofilskie, jest opowiadana tak wolno i tak dosadnie, że ma prawo budzić znudzenie, a nawet obrzydzenie, jak np. przy zbyt szczegółowo pokazanej scenie wypróżniania się na łonie natury. Czemu to ma służyć? Jednak można spojrzeć z innej strony i dostrzec sens w pokazywaniu życia takim, jakim jest, bez ubarwień i hollywoodzkiego blichtru. Jeśli ktoś gustuje w statycznym kinie obyczajowym, może odnajdzie się też w mrocznych wizjach Franco. Mnie reżyser zupełnie nie przekonał.
Piękne krajobrazy surowej przyrody i kunszt aktorski głównego bohatera to za mało, gdy historia nie wciąga (jest tu w ogóle jakaś historia?), a każda scena toczy się w zwolnionym tempie. Zbyt dużo tu dłużyzn i nachalnego naturalizmu (niedorozwinięty bohater sapie, jęczy, smarka, pluje, sra, itd. – może to normalne, ale po co to oglądać?), za to zbyt mało emocji. Jeśli ktoś nie czytał książki, film go raczej do niej nie zachęci. A przecież sam pomysł przedstawienia okrutności ludzi popychających Lestera na drogę zbrodni, w której ten ostatecznie zasmakował i odnalazł sens egzystencji, jest całkiem niezły. Jednak do jego rozwinięcia potrzeba dobrego scenariusza i przynajmniej podjęcia próby wytworzenia emocjonalnej więzi z bohaterem. Franco te elementy zaniedbał – o Ballardzie nie wiemy praktycznie nic. Nie znamy jego przeszłości, nie rozumiemy motywów, i jego los jest nam kompletnie obojętny. Żeby było oryginalnie, w finale reżyser zaserwował widzowi hollywoodzki zwrot akcji i inne niż w książce, intrygujące (czytaj: urwane) zakończenie, zostawiając duże pole do domysłów i interpretacji. Taki psikus na koniec tego męczącego filmu.