Unikam polityki jak ognia lecz trudno przemilczeć tak ważne wydarzenie jak wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Po raz pierwszy w historii Polak piastuje tak ważne stanowisko w strukturach Starego Kontynentu (jak się potocznie mówi – Tusk został Prezydentem Unii Europejskiej) i jest to nie tylko ogromny osobisty sukces najlepszego polskiego polityka ostatniego 25-lecia, lecz także docenienie roli naszego kraju w zjednoczonej Europie. Powiedziano i napisano o tym tak wiele, że nie będę się powtarzał i jedynie serdecznie pogratuluję panu Tuskowi tej nominacji. Cieszę się wraz z tymi, którzy dobrze Polsce życzą, i krótko skupię się na tym, co dalej, jak będzie wyglądała Polska po Tusku. Myślę, że już teraz, kiedy emocje nieco opadły, mamy dość czytelny obraz tego, jak poszczególne formacje reagują na to wydarzenie i co nas niedługo czeka w polityce.
Zacznę od tego, że wszystkie liczące się partie polityczne za wyjątkiem PiS potrafiły się zachować, na moment wznieść się ponad podziały i docenić rangę tego, co się wydarzyło 30 sierpnia. Gratulacje Leszka Millera były szczere, podobnie jak wzruszenie Janusza Palikota. Zupełnie inaczej wyglądały reakcje polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz jego satelitów (czyli pana Ziobry, bo Gowin ma resztki klasy i wie, co wypada mówić). Trzeba wielkiej krótkowzroczności i wyjątkowo dużo złej woli, by awans Tuska rozpatrywać inaczej niż jako wielki sukces Polski. PiS najpierw długo odrzucał możliwość wyboru polskiego premiera na prezydenta Unii, co tylko potwierdza zerowe rozeznanie członków partii w sprawach europejskich. W głowach im się nie mieściło, że ten znienawidzony w kraju Tusk, zdrajca, morderca i Bóg wie co tam jeszcze, może być tak poważany wśród najważniejszych polityków w Europie. Gdy wybór już się dokonał, próbowano na wszelkie sposoby bagatelizować jego znaczenie. Ziobro określił, że szef PO będzie jedynie „strażnikiem europejskiego wazonu”, zaś wypowiedzi posła Girzyńskiego w stylu „pracuje 2 mln ludzi w Unii, będzie 2 mln plus jeden” czy „wolałbym Tuska w Polsce bo łatwiej go będzie wtedy wsadzić do więzienia” nie wymagają komentarza – są na podobnym poziomie, co żądanie przeprosin za 7 lat rządów i wyliczanka Hofmana, jakie sprawy premier ma załatwić w Brukseli, by jego wybór coś dał Polsce. Biedaczek zapomniał, że Tusk ma trochę inne spojrzenie niż PiS na to, co jest dobre dla Polski, a w Brukseli będzie reprezentował całą Europę, a nie interesy partii Hofmana.
Mógłbym długo cytować pełne zawiści wypowiedzi ludzi PiSu, ale po co? Cieszę się, że Tuska już to nie musi obchodzić. Zasłużył na to, by odejść z kraju, gdzie mali, zawistni ludzie z garstką usłużnych pismaków niszczyli go na wszelkie sposoby. Wszak nie od dziś wiadomo, że zawiść, zazdrość i nienawiść do wszystkich tych, którym się udało coś osiągnąć, jest naszą cechą narodową. Stąd w katolickim (podobno) kraju tak wielka popularność Prawa i Sprawiedliwości – partii reprezentującej wszystkie te cechy, zrzeszającej zakompleksionych prostaków o intelekcie ameby (z pewymi wyjątkami). Jakże zagubiony jest teraz prezes Kaczyński – stracił wroga, którego nienawidził przez ostatnie 10 lat, w ten sposób zniknął sens jego egzystencji. Ale nie ma obawy o przyszłość prezesa – nauczy się nienawidzić jego następczynię, panią Ewę Kopacz. Już bredzi coś o wojnie wypowiedzianej opozycji, bo nowa pani premier nie skonsultowała z nim składu rządu. Bezczelnie postanowiła sama wybrać nowych ministrów, a oni się nie podobają Kaczyńskiemu! Wobrażacie to sobie państwo, że jakikolwiek minister z Platformy dostaje akceptację prezesa PiS? Obserwowanie tego cyrku z boku, po wyłączeniu emocji, jest doprawdy zabawne. Zarazem jest tragiczne, bo przecież 30% Polaków chce głosować na partię Kaczyńskiego. Czy w normalnym kraju byłoby to możliwe? Każdy ma swoich dziwaków i radykałów, ale ich poparcie rzadko bywa dwucyfrowe. A u nas 30% narodu (głosującego narodu) wybiera zacofanego, zgorzkniałego i antyeuropejskiego faceta ze średniowiecznymi poglądami, który od lat robi im wodę z mózgu! Nie uznaje żadnych racji ponad własne, nie uznaje prawowicie wybranego prezydenta, olewa Radę Bezpieczeństwa Narodowego, świadomie nie uczestniczy w procesach decyzyjnych i doradczych w kraju (czyli sam wyklucza się z tego, by coś znaczyć, a jednocześnie ma za złe, że za mało znaczy), nie chodzi do pracy (Sejm tylko czasami łaskawie „zaszczyca swoją obecnością”, kiedy akurat ma ochotę i jeśli tylko nie przeszkadza mu klimatyzacja albo zły humor), gdy tylko coś mu nie pasuje – demonstracyjnie wychodzi wraz z całą swoją świtą (spróbujcie tego w waszej pracy), wypowiada się tylko dla własnych mediów odpowiadając na ustawione pytania, a przez wszystkich jest traktowany jak święta krowa, której bezkarnie wolno kłamać, obrażać i oskarżać. Takiego gościa chce wybrać 30% narodu. Czy nowa Polska naprawdę ma mieć twarz Macierewicza, inteligencję Błaszczaka, erudycję bazarowej pani „profesor” Pawłowicz? Tego chcecie, drodzy rodacy? Może i tak, skoro wybraliście Korwin-Mikkego, to już nic nie powinno dziwć…
Donald Tusk doszedł do ściany. I tak długo wytrzymał. W imię czego miał dalej znosić obelgi i groźby, kierowane także w stronę jego rodziny. Dopóki Kaczyński żyje, rozpętany przez niego do granic możliwości przemysł nienawiści nigdy by się nie zatrzymał. Nie ma sensu z tym walczyć. Tusk znalazł jedynie możliwe wyjście i znów zagrał na nosie swoim przeciwnikom. Ten zręczny polityk odchodzi jako wielki zwycięzca – 7 razy wygrał z Kaczyńskim i tego faktu nie zmienią żadne utyskiwania opozycji. Czy swoją decyzją załatwił PiSowi wygraną w kolejnych wyborach? Niekoniecznie. Dla PO to nowe otwarcie i teraz wszystko w rękach nowej pani premier i nowej szefowej partii – Ewy Kopacz. Nagonka na nią już ruszyła. Na porządku dziennym są bezpardonowe ataki, także wielu „obiektywnych” dziennikarzy, którzy zwietrzyli nową ofiarę i rzucili się na nią niczym stado hien. Jestem jednak spokojny, że pani Ewa sobie poradzi i z niewygodnymi, tendencyjnymi pytaniami, i z próbą skłócenia jej ze Schetyną (o którego wciąż tak bardzo się wszyscy troszczą), i z nienawiścią PiSu, i z brakiem akceptacji pana Kaczyńskiego dla jej wyborów, ponieważ ma klasę, a to wartość bardzo rzadko spotykana u naszych polityków. Piszę te słowa przed ostatecznym podaniem do wiadomości nowego składu rządu, bo nazwiska ministrów nie mają większego znaczenia. I tak z góry wiadomo, że PiS nikogo nie zaakceptuje, a jeśli stanowisko marszałka Sejmu obejmie znienawidzony przez prezesa Radosław Sikorski, Kaczyński znów ochoczo wyruszy na wojnę. Bo też niczego innego robić nie potrafi jak tylko niszczyć to, co inni zbudowali. Kaczyński jest za stary i zbyt głęboko przeżarty nienawiścią, nie da się go zmienić, podobnie jak kilku zakutych łbów u jego boku. Mam jednak nadzieję, że dziennikarze przestaną gonić za sensacją, skupiać się na duperelach, i dadzą szansę pani Kopacz. Wprawdzie nadzieja matką głupich, ale tym razem chcę być głupi.