
Hiszpania. Tu od kilku lat sprawa mistrzostwa rozstrzyga się między Realem i Barceloną, ze znaczną przewagą tej ostatniej. Podobnie miało być i teraz. Miało, ale nie było, bo na placu boju pojawił się trzeci zespół – madryckie Atlético, które pod wodzą Diego Simeone z roku na rok robi regularne postępy i teraz już na dobre zadomowiło się w czołówce Primera División, a jak się później okazało – także Champions League. Emocje trwały do samego końca. Real miał szansę wygrać, ale po awansie do finału Ligi Mistrzów odpuścił krajowe rozgrywki i nie pomógł mu nawet europejski rekord strzelecki (104 gole). Decydującą walkę stoczyła Barcelona właśnie z Rojiblancos, lecz tym razem na słynnym Camp Nou świętowali goście z Madrytu – Atlético przełamało krajową hegemonię wielkiej dwójki i zostało mistrzem po raz pierwszy od 18 lat.
Anglia. Od czasu powstania Premier League (angielskie rozgrywki pod tą nazwą toczą się od 1992 roku) Manchester United pod wodzą Alexa Fergusona wygrał ją 13 razy! Ale Sir Alex abdykował i tym razem United nie liczył się w walce o tytuł, a nawet nie załapał się do europejskich pucharów – sytuacja bezprecedensowa w ostatnich latach. Dzieki temu byliśmy świadkami wyjątkowo emocjonujących rozgrywek, w których lider tabeli zmieniał się wielokrotnie. Najpierw niepodzielnie rządził Arsenal, potem do głosu doszła londyńska Chelsea prowadzona ponownie przez José Mourinho, wreszcie na szczyt tabeli w wielkim stylu wskoczył od niemal ćwierćwiecza czekający na mistrzostwo Liverpool, który miażdżył kolejnych rywali prezentując najbardziej radosny i ofensywny futbol w Europie. Jednak w samej końcówce zabrakło sił i wszyskich pogodził Manchester City, dowodzony po raz pierwszy przez Manuela Pellegriniego. Wygrał z Liverpoolem o włos, a obie drużyny strzeliły ponad 100 bramek.
Niemcy. Liga niemiecka w tym sezonie nie dostarczyła żadnych emocji. Od samego początku jasne było, że mistrzem zostanie Bayern, i pytanie tylko brzmiało, czy nowa ekipa Pepa Guardioli pobije rekordy z poprzedniego sezonu. Rywale grali w kratkę, gubili punkty, a monachijczycy niczym maszyna wygrywali mecz za meczem, strzelając bardzo dużo, tracąc zaś bardzo mało bramek. W efekcie mistrzem zostali na 7 kolejek przed końcem rozgrywek – rekord więc padł. Bayern tylko dwukrotnie zremisował, wygrał 25 z 27 spotkań i mógł odbierać gratulacje. Więcej rekordów nie było, bo potem zawodnicy spuścili z tonu, w pozostałych 7 spotkaniach 2 razy przegrali, i ostatecznie na mecie osiągnęli gorszy wynik niż rok wcześniej pod wodzą Juppa Heynckesa. Za tę nonszalancję zapłacili też w lidze Mistrzów, gdzie dostali wielkie lanie od Realu Madryt.
Włochy. We włoskiej Serie A od 3 lat niepodzielnie rządzi Juventus i w tym sezonie udowodnił to w sposób wyjątkowy. Zaczęło się nieoczekiwanie, bo na starcie 10 meczów wygrała Roma, i wydawało się, że rzymianie nawiążą walkę ze słynnym Juve. Tym bardziej, że Inter zawodził, a Milan wyraźnie niedomagał i nie pozbierał się już do końca rozgrywek pozostając poza sferą pucharową. Roma jednak dostała zadyszki, a Juventus regularnie robił swoje. Grał tak skutecznie, że na 38 spotkań wygrał 33 i zakończył rozgrywki z dorobkiem 102 punktów – to nowy europejski rekord ligowy (poprzedni 100 punktów ustanowił Real Madryt dwa lata temu). Roma zgromadziła o 17 punktów mniej, a do Ligi Mistrzów załapało się też naszpikowane byłymi zawodnikami Realu Napoli.
Francja. Rozgrywki francuskiej Ligue 1 miały być w tym roku bardzo ciekawe za sprawą Monaco, które obiecało stawić czoła budowanej konsekwentnie potędze Paris Saint Germain. Impetu starczyło na pierwszą fazę rozgrywek, potem jasne było, że mistrzem ponownie zostaną paryżanie. Wygrali z Monaco o 9 punktów, królem strzelców ponownie został Ibra, zdobywając 26 goli, o 10 więcej od goniących go rywali. W zasadzie nie ma o czym pisać, bo to słaba liga i gdyby nie pieniądze szejków i rosyjskich oligarchów, nie liczyliby się w Europie (taka Marsylia na przykład w Lidze Mistrzów nie zdobyła nawet 1 punktu). Może w przyszłym roku Monaco dłużej powalczy z PSG…
Polska. W naszej Ekstraklasie najciekawszy był nowy system rozgrywek, który miał sprawić, że do samego końca będzie o co walczyć. Po rozegraniu 30 kolejek zdobyte punkty dzielono na pół tworząc grupę mistrzowską i grupę spadkową, w ramach których rozegrano kolejne 7 meczów już o pełną stawkę. Faworyt był jeden – warszawska Legia nie pozostawiła wątpliwości, kto jest najlepszy, wyprzedzając na mecie Lecha Poznań o 10 punktów. Ciekawsze jest miejsce trzecie, które zajął Ruch Chorzów. Rok temu ta drużyna powinna była spaść z ligi (zajęła 15 miejsce), ale utrzymała się dzięki temu, że Polonia Warszawa nie dostała licencji na grę w Ekstraklasie. Po koszmarnym początku rozgrywek zwolniono Jacka Zielińskiego, a jego następca Ján Kocian całkowicie odmienił grę Niebieskich i wprowadził ich do europejskich pucharów. Innym cudem było, podobnie jak przed rokiem, uratowanie się przed spadkiem bielskiego Podbeskidzia, które w rundzie finałowej grało jak z nut i ostatecznie zajęło 10 miejsce.