13 SINS 13 grzechów

13 Sins grzechów recenzja Stamm13 SINS
13 grzechów

2014, USA
thriller, reż. Daniel Stamm

Hollywoodzka wersja tajlandzkiego obrazu sprzed kilku lat nie grzeszy oryginalnością. Nie chodzi o podobieństwo do pierwowzoru, bo to w końcu remake (Amerykanie muszą wszystko zrobić po swojemu – dla burgerożerców jak coś nie powstało w USA, to tego nie ma), ale oklepaną historię. The Box – Pułapka, Test, Pracodawca – wiele było filmów o podobnej tematyce zrobionych znacznie lepiej. Niemiecki reżyser nie miał pomysłu, jak przedstawić intrygującą przecież fabułę i choć całość nieźle się zapowiada, w miarę rozwoju zdarzeń coraz bardziej rozczarowuje. O zepsutej końcówce nawet nie wspomnę. 13 grzechów to opowieść o pogrążonym w długach Eliocie, życiowym nieudaczniku, który dostaje niespodziewaną szansę zarobienia kilku milionów dolarów. Wystarczy, że wykona 13 poleceń tajemniczego zleceniodawcy. Podawane przez telefon zadania trzeba wykonać w ściśle określonym czasie i bez zadawania zbędnych pytań. Pierwsze jest proste (choć obrzydliwe) – zabić i zjeść muchę, ale każde kolejne trudniejsze, za to coraz lepiej płatne. Niewykonanie polecenia oznacza rezygnację z gry i utratę całych zarobionych pieniędzy. Jak ktoś miałby je przelać z konta Eliota – tego nie powiedziano. Zresztą irytujących szczegółów jest w tej absurdalnej historii cała masa, więc jeśli ktoś szuka realizmu, niech nawet nie zaczyna seansu. Scenariusz mocno niedopracowany, a szkoda, bo sama idea ciekawa, prowokująca do refleksji na temat siły pieniądza i mrocznej strony człowieka – każdy może się zastanowić, co by zrobił na miejscu bohatera, do jakiego stopnia pozwoliłby sobą manipulować i przede wszystkim: czy uwierzyłby w uczciwość tajemniczego, wszechmocnego świętego Mikołaja. Niestety reżyser pędzi niczym Pendolino – kolejne zadania (niezbyt zresztą mądre) pokazywane są w ekspresowym tempie, przez co trudno o mocne wrażenia (o więzi z bohterem nie wspominając). Tym bardziej, że scen przemocy praktycznie nie ma, mimo że zadania są bardzo drastyczne i aż się prosiło o bardziej konkretny przekaz, bo to przecież nie kino familijne. Ale jak wspomniałem – Daniel Stamm nie miał dobrej wizji tego, co i jak chce pokazać, w efekcie wyszło trochę nijako i można jedynie żałować zmarnowanego potencjału.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: