SCHILLER Opus

Schiller Opus recenzja Grimaud NetrebkoSCHILLER
Opus
2013
altaltaltaltalt

Gdy jakiś artysta przechodzi pod skrzydła klasycznej wytwórni Deutsche Grammophon, zwykle zaczyna nagrywać utwory podobne do innych zrzeszonych tam wykonawców. Najlepszy przykład to Sting, który na ostatnich płytach przynudza tak, że nie da się tego słuchać. Obawiałem się, że to samo stanie się z Schillerem, największą współczesną niemiecką gwiazdą muzyki elektronicznej, którego najnowszy album firmuje właśnie wspomniany wydawca. Gdy dodam, że na płycie towarzyszą mu największe gwiazdy muzyki klasycznej: pianiści Hél?ne Grimaud i Lang Lang oraz słynna rosyjska sopranistka Anna Netrebko, a jej tytuł brzmi Opus – kierunek zmian jest oczywisty. Możemy zapomnieć o przebojach w rodzaju Life…I Feel You czy Let Me Love You. Jednak muzyka Schillera to nie tylko hity, to także specyficzny klimat oparty na delikatnym brzmieniu elektroniki, bardzo bliski estetyce ambitniejszej odmiany new romantic. Muzyczne pejzaże zahaczające o ambient, chillout czy new age są obecne także na nowym krążku. Powiedziałbym, że wręcz w nadmiarze.
   Muzyce elektronicznej dość blisko do klasyki. Znacznie bliżej niż rockowemu niegdyś Stingowi, stąd znaczek Deutsche Grammophon na płycie Schillera nie szokuje, jednak wymusza pewne kompromisy. Zamiast więc pisać kolejne popowe przeboje, Christopher von Deylen poszedł krok dalej i postanowił przerobić po swojemu standardy muzyki klasycznej, uzupełniając je własnymi, zbliżonymi w nastroju kompozycjami. Zabieg dość ryzykowny, ale najwyraźniej się opłacił. Wydany jesienią 2013 roku w Niemczech album odniósł spory sukces, a jego światowa premiera nastąpiła w lutym 2014.
   Opus to naprawdę piękna płyta, choć oczywiście piękna inaczej. Jeśli słuchacz zrozumie, że artysta poszukuje nowej tożsamości i zaakceptuje zmianę konwencji, odnajdzie tu wszystkie elementy, za które cenił niemieckiego muzyka. Jest mniej przebojowo, nie ma tu kawałków, które będziemy nucić, ale za to są świetne, zrobione z klasą i wyczuciem interpretacje m.in. takich tytułów, jak Gymnopédie No.1 Erika Satie, Pieśń Solwejgi Edvarda Griega, Jezioro Łabędzie Piotra Czajkowskiego czy Réverie Claude’a Debussy’ego, zaś utwory autorskie Schillera pasują idealnie. Początkowo nowy album miał być dziełem w pełni instrumentalnym, ale szczęśliwie artysta odstąpił od tego pomysłu, gdy usłyszał Annę Netrebko. „Po prostu trudno sobie wyobrazić jak można władać głosem o takiej skali i niezwykłej sile, zachowując przy tym kruchość i krystaliczną przejrzystość, a także w pewnym sensie zwartość. Kiedy usłyszałem jej głos, wiedziałem że muszę ją włączyć do projektu.”  Tak zrobił, a jej wersja Solveig’s Song wbija w fotel. Opus to znakomita pozycja dla ludzi, którzy na co dzień raczej omijają klasykę (jak ja) – w takiej dawce jest to całkiem strawne, a znane od lat melodie i nieśmiertelne tematy dzięki oprawie Schillera uzyskały nową, bardziej atrakcyjną twarz. To, co mi przeszkadza w wystawienu najwyższej noty, to pewna monotonia nagrań. Na poprzednich krążkach mieliśmy rozładowujące atmosferę przeboje – tutaj jest cały czas śmiertelnie poważnie. Za poważnie, ale chyba tak miało być – w końcu to Deutsche Grammophon. Zresztą w przypadku elektronicznych twórców mariaż z klasyką to tylko kwestia czasu – to samo robił np. Vangelis, którego Schiller godnie zastępuje. Tylko patrzeć, jak zacznie tworzyć muzykę filmową….
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: