RPWL
Wanted
2014
Pamiętam doskonale, jakie wrażenie u progu nowego milenium zrobił na mnie płytowy debiut niemieckiej kapeli RPWL (nazwa pochodzi od pierwszych liter nazwisk założycieli). Nie było to może nic nowatorskiego, jednak nad muzyką kwartetu dość wyraźnie unosił się duch późnego Pink Floyd (podobny charakter kompozycji, gra na gitarze Karlheinza Wallnera jako żywo przypominająca Davida Gilmoura, podobnie jak śpiew Yogi Langa). Stopniowo zespół wypracował własny styl, chociaż do dzisiaj nie uwolnił się od floydowskich klimatów. O ile więc God Has Failed w 2000 roku zachwycał, to każda kolejna płyta już nieco mniej. RPWL zaczął zjadać własny ogon i męczyć słuchaczy powtarzalnością melodii. Lekką poprawę przyniósł koncepcyjny album Beyond Man And Time z 2012 roku bazujący na najbardziej znanym traktacie Nietzschego Tako rzecze Zaratustra, klasycznym dziele w historii filozofii. Kolejna płyta miała dać odpowiedź, czy RPWL nadal warto słuchać, czy wciąż mają coś ciekawego do zaproponowania. Po przesłuchaniu wydanego właśnie krążka Wanted nadal nie jestem tego pewien.
W zasadzie trudno napisać coś złego o nowej muzyce Niemców. Może poza tym, że jest wtórna i trochę nijaka. Większość kompozycji powiela znane schematy i nie zachwyca melodiami. Takie granie nie przeszkadza, ale też nie potrafi porwać – miło, gdy leci gdzieś w tle, lecz gdy zniknie, nawet tego nie zauważymy. Jednak żadna z kompozycji nie burzy wytworzonego nastroju i znacząco nie odstaje poziomem od pozostałych. Cały czas jest więc spokojnie, tęskno, ilustracyjnie (jakby oprawa muzyczna była tylko ilustracją tekstów, tym razem zbudowanych wokół postaci włoskiego rewolucjonisty Garibaldiego). Niby to wszystko jest ładne, ale po pewnym czasie nudzi. Wydane na singlach, pozornie przebojowe kompozycje (Wanted, a zwłaszcza Perfect Day) są mało wyraziste, wolne smutasy (Midguided Thought, A New Dawn) zdają się ciągnąć bez końca. Żeby nie narzekać skupię się na pozytywach, bo tych też nie brakuje. Przede wszystkim intrygujący wstęp – pełen zmian tempa instrumentalny utwór Revelation jest bardzo urozmaicony i stanowi przekrój tego, co można usłyszeć na całej płycie. Jest jeszcze jedna kompozycja instrumentalna – niezwykle urokliwa i klimatyczna A Clear Cut Line rozdziela dwa singlowe hity: przeciętny Wanted i Swords And Guns, który w rozszerzonej do 9 minut wersji może się podobać, zwłaszcza jego finałowa część z piękną partią na syntezatorze. Ten instrument dodaje smaku wielu kompozycjom, jest używany ze smakiem i nie w nadmiarze. Na wyróżnienie zasługuje dynamiczny Disbelief (Lang zdecydowanie lepiej prezentuje się w takich utworach niż gilmourowskich zaśpiewach) oraz koronna kompozycja płyty, 11-minutowa The Attack. To jest ten najlepszy RPWL – nawet jeśli zalatuje Floydem, nagranie ma charakterystyczną dla debiutu głębię i artrockową moc.
Powracając do zadanego wcześniej pytania odpowiem tak: RPWL warto słuchać, bo nawet jeśli cały album nam nie podejdzie, zawsze można tu znaleźć prawdziwe perełki. Na Wanted nie jest ich wiele, ale i tak jest to zupełnie przyzwoita płyta. Nawet w najmniej udanym utworze Hide And Seek partia instrumentalna w jego środkowej części potrafi zachwycić. Grupa powinna tylko przemyśleć kierunek dalszego rozwoju, by tchnąć świeżego ducha w prezentowaną muzykę, by się nie powtarzać i uniknąć powielania schematów. Wtedy będzie znakomicie. Na razie jest tylko nieźle.
W zasadzie trudno napisać coś złego o nowej muzyce Niemców. Może poza tym, że jest wtórna i trochę nijaka. Większość kompozycji powiela znane schematy i nie zachwyca melodiami. Takie granie nie przeszkadza, ale też nie potrafi porwać – miło, gdy leci gdzieś w tle, lecz gdy zniknie, nawet tego nie zauważymy. Jednak żadna z kompozycji nie burzy wytworzonego nastroju i znacząco nie odstaje poziomem od pozostałych. Cały czas jest więc spokojnie, tęskno, ilustracyjnie (jakby oprawa muzyczna była tylko ilustracją tekstów, tym razem zbudowanych wokół postaci włoskiego rewolucjonisty Garibaldiego). Niby to wszystko jest ładne, ale po pewnym czasie nudzi. Wydane na singlach, pozornie przebojowe kompozycje (Wanted, a zwłaszcza Perfect Day) są mało wyraziste, wolne smutasy (Midguided Thought, A New Dawn) zdają się ciągnąć bez końca. Żeby nie narzekać skupię się na pozytywach, bo tych też nie brakuje. Przede wszystkim intrygujący wstęp – pełen zmian tempa instrumentalny utwór Revelation jest bardzo urozmaicony i stanowi przekrój tego, co można usłyszeć na całej płycie. Jest jeszcze jedna kompozycja instrumentalna – niezwykle urokliwa i klimatyczna A Clear Cut Line rozdziela dwa singlowe hity: przeciętny Wanted i Swords And Guns, który w rozszerzonej do 9 minut wersji może się podobać, zwłaszcza jego finałowa część z piękną partią na syntezatorze. Ten instrument dodaje smaku wielu kompozycjom, jest używany ze smakiem i nie w nadmiarze. Na wyróżnienie zasługuje dynamiczny Disbelief (Lang zdecydowanie lepiej prezentuje się w takich utworach niż gilmourowskich zaśpiewach) oraz koronna kompozycja płyty, 11-minutowa The Attack. To jest ten najlepszy RPWL – nawet jeśli zalatuje Floydem, nagranie ma charakterystyczną dla debiutu głębię i artrockową moc.
Powracając do zadanego wcześniej pytania odpowiem tak: RPWL warto słuchać, bo nawet jeśli cały album nam nie podejdzie, zawsze można tu znaleźć prawdziwe perełki. Na Wanted nie jest ich wiele, ale i tak jest to zupełnie przyzwoita płyta. Nawet w najmniej udanym utworze Hide And Seek partia instrumentalna w jego środkowej części potrafi zachwycić. Grupa powinna tylko przemyśleć kierunek dalszego rozwoju, by tchnąć świeżego ducha w prezentowaną muzykę, by się nie powtarzać i uniknąć powielania schematów. Wtedy będzie znakomicie. Na razie jest tylko nieźle.