GAZPACHO Demon

Gazpacho Demon recenzjaGAZPACHO
Demon
2014

Najnowszy krążek norweskiej artrockowej grupy Gazpacho miał dać odpowiedź na pytanie, czy muzyków stać jeszcze na coś wielkiego i twórczego. Pytanie zasadne, bo po świetnym Tick Tock sprzed 5 lat grupa obniżyła loty i jej kolejne albumy były lekko nudnawe lub niedopracowane i zdecydowanie wtórne. Wydany właśnie Demon rozwiewa wszelkie wątpliwości – zespół wrócił na właściwe tory i nadal ma potencjał do tworzenia rzeczy nietuzinkowych. Oczywiście o żadnej rewolucji stylistycznej nie ma mowy – to nadal spokojne, nastrojowe granie, jednak tym razem znacznie ciekawsze, zbliżone klimatem do wspomnianego wcześniej arcydzieła. Również tu mamy zaledwie 4 kompozycje, ale nie są tak monotonne, jak muzyka na March Of Ghosts z 2012 roku. Nawet jeśli momentami trochę się ciągną (jak otwierający płytę I’ve Been Walking Part 1), wielbicielom progrockowej estetyki Gazpacho nie powinno to przeszkadzać. Jak przystało na concept album, spójność stylistyczna jest zachowana zarówno w warstwie lirycznej, jak i muzycznej.
   Treść krążka najlepiej opisuje klawiszowiec Thomas Andersen: „Album zawiera wyjątkowo introwertyczną i nastrojową muzykę. To mieszanina wielu różnych stylów. Pomysł na teksty oparty jest z kolei na treści manuskryptu, który odnaleziono w pustym mieszkaniu w Pradze. Odkryto, że zawiera różne wykresy i myśli człowieka, który twierdził, że żył tysiące lat. Cały ten czas poświęcił na poszukiwanie źródła zła. Niewidzialnej ręki, która, rządząc wydarzeniami, bezustannie sprowadza je na zły tor i doprowadza głównych bohaterów do obłędu, kusząc ich władzą i bogactwem. Ten człowiek twierdził, że był bardzo blisko siły, którą nazwał demonem. Uznał nawet, że go odnalazł. Manuskrypt był jego pamiętnikiem, my dopisaliśmy do niego muzykę i nagraliśmy ją”.
   Mimo demonicznego tytułu i tematyki, muzyka urzeka pięknem. Zaczyna się od wspomnianego już, nieco monotonnego openera I’ve Been Walking Part 1, w którm wprawdzie przez 10 minut niewiele się dzieje, ale dobrze wprowadza w klimat opowieści. Krótki The Wizard Of Altai Mountain to niespodziewanie najbardziej zróżnicowany kawałek, ciekawie urozmaicony długą akordeonową wstawką, po którym następuje I’ve Been Walking Part 2 – nie tylko najlepsze nagranie na albumie, ale i jedna z najpiękniejszych kompozycji w całej dyskografii zespołu, oparta na cudownej melodii, pełna kontrastów i uduchowionego śpiewu. 12 minut mija w jednej chwili i nie przebija tego zamykająca całość 18-minutowa suita Death Room. To także wielobarwna i zróżnicowana kompozycja, stworzona według podobnego wzorca, ze świetnie wyeksponowanym basem i efektownymi partiami skrzypiec. Nie robi aż takiego wrażenia jak jej poprzednik, jednak godnie zamyka ten intrygujący, magiczny krążek, którym Norwegowie wracają do ścisłej artrockowej czołówki. Na koniec warto wspomnieć, że trasę promocyjną nowego albumu Gazpacho zaczyna od Polski. Skandynawski zespół wystąpi 4 kwietnia w warszawskiej Progresja Music Zone, dzień później w sali koncertowej Radia Wrocław.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: