MANOWAR Kings Of Metal MMXIV

Manowar Kings Metal MMXIV recenzjaMANOWAR
Kings Of Metal MMXIV
2014
altaltaltaltalt

Królowie epickiego metalu z Manowar już po raz drugi proponują dość osobliwy sposób celebracji swoich dokonań – z okazji 25. rocznicy wydania ich najsłynniejszej płyty Kings Of Metal postanowili… nagrać ją jeszcze raz. Podobnie zrobili wcześniej z debiutanckim krążkiem Battle Hymns i widocznie uznali, że to całkiem niezła forma wyciągania pieniędzy drugi raz za to samo. Zamiast więc rozszerzonej edycji wzbogaconej o archiwalne rarytasy mamy nowe aranżacje starych kawałków. Jak przystało na okazjonalne wydanie, album jest podwójny – na deser dostajemy wersje instrumentalne utworów.
   17 maja Amerykanie odegrają te kawałki w katowickim Spodku, kiedy po raz pierwszy w historii odwiedzą Polskę. Przyznam, że mam mocno mieszane uczucia po przesłuchaniu Kings Of Metal MMXIV. Z jednej strony to świetny materiał, jedna z lepszych płyt metalowych lat 80., z drugiej jednak nie wyobrażam sobie nowych wersji Paranoid czy Deep Purple In Rock. To wyglądałoby na akt desperacji. Dobrych dzieł się nie poprawia. Wyobrażacie sobie Mona Lisę namalowaną na nowo? Zawsze szlag mnie trafiał, gdy jakiś wykonawca wydawał płytę z największymi przebojami w nowych wersjach. To było żałosne. Zwykle dotyczyło to artystów popowych, tym razem mamy inną sytuację – Manowar to rockowcy z krwi i kości, najgłośniejszy zespół świata, którego wynik (129,5 decybeli) odnotowano w księdze rekordów Guinnessa. Zostawiając na boku rozważania nad sensem takich eksperymentów napiszę tak: płyta Kings Of Metal się nie zestarzała, a nowe wersje nagrań rajcują podobnie jak oryginały. Są bardziej energetyczne, brzmią znakomicie, świeżo i nowocześnie – to wielki plus wydawnictwa (polecam zwłaszcza Manowar i Dark Avenger). Minęło 25 lat, technologia poszła do przodu i jeśli ktoś nie ma sentymentu do płyty z 1988 roku albo jej w ogóle nie słyszał, będzie miał sporą frajdę słuchając wersji MMXIV. Nie wiem tylko, po jaką cholerę poprzestawiano oryginalną kolejność nagrań i zrezygnowano ze świetnego kawałka Pleasure Slave – za to spory minus. Tak czy inaczej mnie wystarczą stare wersje i nadal nie widzę potrzeby ich poprawiania, lecz skoro już się stało, nie będę na siłę narzekał, bo wersji nowych wysłuchałem z dużą przyjemnością i traktuję album jako pewną ciekawostkę. Mimo  wszystko mam nadzieję, że to ostatnia z takich prób reaktywacji klasyki, a zamiast niepotrzebnie tracić czas i energię zespół popracuje nad nowym materiałem.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: