Tuż przed metą – Carlo Ancelotti

Carol Ancelotti Real Madryt Dla Realu Madryt sezon się jeszcze nie skończył, ale nagłe obniżenie formy prowokuje do refleksji nad pracą Carlo Ancelottiego, włoskiego szkoleniowca madrytczyków. Nie jestem zwolennikiem zwalniania trenerów po jednym sezonie i wiem dobrze, że Carlo zostanie. Jest pupilkiem prezesa, podobnie jak niestety Benzema. Florentino za bardzo chciał go zatrudnić, by nie dać mu kredytu zaufania i komfortu pracy. Zwłaszcza, że sezon się nie skończył i trzeba mieć nadzieję na trofea – może jeszcze będziemy trenera nosić na rękach? Zresztą kto inny miałby tu przyjść? Mourinho już był, Klopp nie zostawi Dortmundu (a mógłby nauczyć chłopaków ładnie i efektownie grać), Wenger do końca życia będzie w Arsenalu, Heynckes na emeryturze, a reszta niekoniecznie byłaby lepsza niż Carletto. Trener zostanie, bez względu na wyniki. Może to i dobrze, bo właśnie ciągłe rotacje i brak kontynuacji były problemem Realu w latach bez sukcesów. Pamięta ktoś poprzedniego Włocha? Dwukrotnie zatrudniano Fabio Capello, dwukrotnie zdobył mistrzostwo (1997, 2007) i dwukrotnie go po tym zwolniono za mało efektowny styl gry drużyny. Madryt bowiem nie tylko pragnie zwycięstw, ale też chce oglądać przyjemny dla oka futbol. To jak nazwać dzisiejszą grę drużyny? A przecież zawodnicy Capello walczyli jak lwy, grali do końca, biegali przez pełne 90, a nie 20 minut. Zwolniono nawet Vicente del Bosque, który w 3 lata zdobył dla klubu 7 trofeów, w tym 2 mistrzostwa kraju i 2 Ligi Mistrzów! Też nie był odpowiednio dobry dla krótkowzrocznych działaczy. Teraz, gdy José Mourinho przywrócił Real Europie i pokazał, jak ogrywać Barcelonę, mamy Carlo Ancelottiego, którego osiągnięcia są nie do podważenia, ale na razie nie bardzo potrafi je przełożyć na hiszpańskie realia. W PSG miał wszystko, ale klub pod jego wodzą grał koszmarnie. W końcu wygrał ligę, bo we Francji nie ma dobrych zespołów i to nie jest wielką sztuką, ale gry paryżan nie dało się oglądać (tak jak siermiężnej i schematycznej gry Realu w 2 połowie spotkania z Sevillą). W Realu obiecywał spektakularny i finezyjny futbol, z dominacją w środkowej strefie boiska i prowadzeniem gry, ale na razie spektakularne są tylko wyniki, bo stylu zupełnie brak. Podobnie było za Mourinho – styl żaden, ale przynajmniej mieliśmy dynamiczne kontry i wielką siłę rażenia. Jak dzisiaj gra Real – nie wiadomo. Raz dynamicznie i pięknie, za chwilę wolno i nudno, raz perfekcyjnie i skutecznie, za chwilę brzydko i jednostajnie. Ponadto zdecydowanie zawodzi w meczach z wymagającymi rywalami, co boleśnie obnażył ostatni tydzień.
   Wyniki Realu mimo wszystko bronią Włocha (nawet wliczając ostatnie 2 porażki), jednak można na nie patrzeć dwojako.
Opcja 1: Ancelotti przebudował styl gry zespołu (z 4-2-3-1 na 4-3-3) i potrzebuje czasu, by zawodnicy się do tego przyzwyczaili, więc nie należy od razu zbyt wiele oczekiwać. Dlatego wyniki drużyny są imponujące – Królewscy nadal liczą się w walce o wszystkie 3 tytuły (zagrają w finale Pucharu Króla, mają spore szanse na półfinał Ligi Mistrzów i do końca walczą o mistrzostwo kraju, a jeszcze tydzień temu prowadzili w tabeli). Pamiętając koszmarny początek sezonu (pisałem o tym tutaj) to całkiem niezły bilans, nawet jeśli drużyna zakończy sezon bez żadnego torfeum.
Opcja 2: Nie negując powyższego trzeba zauważyć, że Carlo przyszedł na gotowe. Po Mourinho odziedziczył kompletną, świetnie zorganizowaną drużynę, która rok wcześniej wygrała ligę w stylu dotychczas niespotykanym (100 punktów, 121 bramek i kilka innych rekordów). Mało tego – dokupiono dobrych zawodników, którzy wzmocnili poszczególne formacje. Właściwie Włoch nie miał jak tego zepsuć. A jednak Real nie grał dobrze, męczył się ze słabymi rywalami i zatracił swe walory (szybkie kontrataki, dokładne podania). Do tego kompromitował się w meczach z wielkimi ekipami (z Barceloną i Atlético zdobył 1 punkt na 12 możliwych przy 10/12 w ostatnim sezonie Mourinho), a wspomniana zmiana stylu nie była aż tak wielka i to tylko zasłona dymna usprawiedliwiająca brzydką grę.
   Prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku. Nie jestem fanem Włocha, wkurza mnie jego stoicki spokój i nudne wypowiedzi. Lubię trenerów żyjących meczem, reagujących żywiołowo, okazujących emocje, a nie siedzących i żujących gumę z beznamiętną miną. Mou też bywał nudny, ale potrafił się rozkręcić. Mniejsza z tym, to w sumie drobiazg. Gorsze jest zadowolenie trenera z wyszarpywanych zwycięstw po koszmarnej grze. Real ma teraz najlepszą drużynę w historii. Oczywiście trudno to odnieść do czasów Di Stéfano i nie ma takiej potrzeby. Mówimy o czasach współczesnych, o erze telewizji, od kiedy możemy śledzić występy tych największych. Real nigdy dotąd nie był tak mocny, ma największe przychody i zatrudnia najlepszych piłkarzy, a jednak nie gra na miarę ich wielkości i nie zdobywa trofeów. Problem Realu nazywa się Barcelona, która też ma najlepszą drużynę w historii i w XXI wieku sprząta Królewskim sprzed nosa wszystkie cenniejsze trofea – 3 Ligi Mistrzów w ostatnich 10 latach (Real 0); 4 mistrzostwa kraju w ostatnich 5 latach (Real 1). Gromadząc tyle punktów i strzelając tyle bramek Real wygrywałby wszystko… gdyby nie Barcelona. Dlatego Madryt nie ma czasu! Dlatego Madryt nie jest cierpliwy i nie może znieść porażek  z Katalończykami i na dodatek z rywalem zza miedzy, który co prawda rozgrywa wielki sezon, ale przez ostatnie kilkanaście lat dostawał regularne baty. Carlo musi to zrozumieć. Im szybciej tym lepiej. Miał rację mówiąc, że Madryt zasługuje na spektakularny futbol. Tak, zasługuje, bo taki tu zawsze grano, bo obliguje do tego historia tego wielkiego klubu. Dlatego niepojęte jest, dlaczego tak wspaniali zawodnicy nie potrafią wymienić kilku podań z klepki, dlaczego nie wychodzą na pozycje, dlaczego nie biegają przez 90 minut dając wszystko dla tej koszulki, dlaczego grają wolno i schematycznie, dlaczego nie stać ich na odrobinę wyobraźni i boiskowej inteligencji, dlaczego pozwalają prowadzić grę drużynom znacznie słabszym od nich, dlaczego nie rządzą i nie panują niepodzielnie na boisku, dlaczego napastnicy potrzebują 10 sytuacji, by strzelić 1 bramkę, dlaczego, dlaczego, dlaczego… Właśnie po to zatrudniono znanego i utytułowanego szkoleniowca, by to wszystko zmienił. Nie po to, by było jak dotychczas. Nie po to, by unikać kłótni z prasą, która w Madrycie jest wyjątkowo wredna. Ancelotti miał zmienić grę Realu, nadać jej styl, którego u Mourinho też nie było. Ale była precyzja, były słynne kontry, była walka do upadłego, przynajmniej w dwóch pierwszych sezonach, zanim kłótnie w szatni nie zepsuły atmosfery. Teraz podobno nie ma kłótni, więc dlaczego gra wygląda jak wygląda? Dlaczego zawodnicy na boisku nie chcą umierać za trenera, tak jak chcieli za Mou? Notabene teraz jest to samo w Chelsea – ekipa ze średnią przecież kadrą leci na entuzjaźmie i przewodzi lidze angielskiej. Nie widzę w Realu niczego podobnego. Pamiętacie rewanżowy mecz z Barceloną o Superpuchar na Bernabéu w sierpniu 2012? Przez 30 minut Katalończycy nie istnieli na boisku, nie mogli wyjść ze swojej połowy. To była biała nawałnica. A dzisiaj?
   Zastanawiam się, dlaczego w grze Los Blancos jest tyle niedokładności? Przecież to można wyćwiczyć na treningach. Podobnie jak niekonwencjonalne zagrania, inne rozwiązania rzutów wolnych, itd. Inni to robią, grają na pamięć, atakują całą drużyną, zachwycają pomysłowością zagrań. To nie bierze się znikąd, to jest wyćwiczone. To jest właśnie praca trenera. Atlético Madryt rozgrywa wielki sezon nieprzypadkowo – zbiera owoce świetnej pracy Diego Simeone, który potrafił poukładać tę drużynę i zmotywować graczy do maksymalnego wysiłku. To procentuje, bo piłka nożna to sport zespołowy i dobrze rozumiejąca się drużyna zawsze ma przewagę nad zlepkiem indywidualności. Widzieliśmy to dobrze w meczach, w których Real tracił punkty – rywale byli szybsi, dokładniejsi i potrafili łamać schematy, zaskakiwać nietypowymi zagraniami. Tak grał Villarreal na początku sezonu, tak grał Athletic Bilbao i Sevilla. O Barcelonie nie wspominam, bo tam od 5 lat gracze rozumieją się bez słów, ale podaję przykłady słabszych ekip, które jednak nauczono takiej gry. Jej podstawą jest szybkość przez pełne 90 minut – tego ekipa Ancelottiego nie gwarantowała w żadnym ze spotkań. Podobnie jak zaskakujących, odważnych podań – ile razy obserwowałem próbę wyjścia na dobrą pozycję przez Bale’a (częściej) czy Benzemę (rzadziej), ale nigdy nie dostawali piłek. W tym czasie Modrić czy Alonso woleli zagrać do tyłu. Tak jest bezpieczniej, tylko że z tego nic nie wynika. Po pewnym czasie Bale zaprzestaje takich wyjść, bo wie, że nie ma co liczyć na podanie. W Tottenhamie bywało inaczej. Jeśli trener nie nauczy gwiazdorów gry zespołowej, nie bardzo widzę sukcesy tej drużyny. Dobrym przykładem był mecz z Barceloną, mówi się najsłabszą od kilku lat. A jednak Real nie umiał jej zdominować (a mógłby, co pokazał drugi kwadrans spotkania). Zagrożenie pod bramką było stwarzane po indywidualnych akcjach Di Maríi, a nie pięknych zagraniach drużyny. Barcelona była tak słaba, że nawet to by wystarczyło do zwycięstwa, gdyby na miejscu Benzemy był prawdziwy, rasowy napastnik, a nie jego namiastka. To był niezły mecz Francuza, jak na jego możliwości, ale powinien strzelić 4 lub 5 bramek, a nie 2. Drugi błąd to oddanie inicjatywy i zaprzestanie akcji ofensywnych po zejściu Ramosa. Czy w 10-tkę nie można strzelić gola Barcelonie? Można, ale trzeba w to wierzyć, bardzo chcieć i przede wszystkim próbować. Zamykanie się w polu karnym i liczenie wyłącznie na kontry nie ma sensu – to też powinien wiedzieć doświadczony trener. Tym bardziej, że obiecywał inną grę.
   Nie wiem, czy Carlo jest właściwym szkoleniowcem dla Realu, ale na razie innego nie będzie. Jest tu już prawie rok, dostał gotową drużynę, a efektów jego pracy nie widać. Piszę o tym teraz, ale to nie są refleksje po słabiutkim meczu z Sevillą. Wcześniej było kilka równie słabych spotkań, tylko wiele z nich szczęśliwie wygranych. Jeszcze sezon może być uratowany, jeszcze nic nie jest stracone, ale już nic nie zmieni tego, że Real nie gra ładnie, że Real się męczy, że sprawia wrażenie źle przygotowanego do sezonu. Jak dopuszczono do tego, że ławka jest tak krótka i nie ma dobrych zmienników? Dlaczego nie ma napastnika? Mamy kontuzjowanego Jeségo (czyli nie mamy), słabego jak barszcz Moratę i Benzemę, który ostatnio się trochę odnalazł, ale i tak strzela jedną czwartą tego, co powinien. I więcej nie będzie, bo to kres jego możliwości, a o grze bez piłki, przepychaniu się i wywalczaniu pozycji nawet nie wspomnę. Brak kreatywnych graczy w środku pola – jest tylko Modrić, reszta gra powoli i głównie do tyłu. To nie jest wina Ancelottiego, ale to on musi postawić warunki i uzupełnić te dziury, a potem odpowiednio poskładać wszystkie klocki. Real nie musi grać jak Barcelona, nie musi wymieniać 800 podań, ale piłka nie może zawodnikom przeszkadzać w grze, odskakiwać przy przyjęciu, trzeba uruchomić trochę wyobraźni, a na treningach wyćwiczyć pewne schematy. Mam wrażenie, że to nie jest robione, przynajmniej nie widać efektów. Do poprawienia jest bardzo dużo, bo nawet jeśli nie osiągniemy tempa gry Liverpoolu, panowania nad piłką Barcelony, szaleństwa i wyobraźni w ataku Borussii i perfekcji Bayernu, to warto mieć chociaż trochę każdego z tych elementów.
   Mógłbym jeszcze długo pisać, ale poczekam z ostatecznymi ocenami do końca sezonu. Na końcu liczą się trofea i nic innego. Dobrze wie o tym trener, który nie wygrał Ligi Mistrzów nawet prowadząc 3-0 w pamiętnym finale Milanu z Liverpoolem. Jednak nie jestem zadowolony z tego, co robi (lub czego nie robi) Carlo Ancelotti. Na początku sezonu mógł się usprawiedliwiać, teraz już nie, bo miał wystarczająco dużo czasu, by wprowadzić lub poprawić pewne elementy. Albo nie radzi sobie z gwiazdami i nie potrafi ich zmotywować do ciężkiej pracy przez 90 minut, wyzwolić ambicji, albo nie umie odpowiednio dobrać taktyki do przeciwnika. Czasu na zmiany nie jest dużo. Jeśli znów zakończymy sezon z pustymi rękami, w sierpniu karuzela będzie się kręcić od nowa i trzeba być w gazie od pierwszej kolejki. Liga hiszpańska nie wybacza błędów. A kibice z Madrytu nie wybaczą kolejnych straconych sezonów ze słabą grą ich ulubieńców.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: