
Tego lata Real dokonał udanych transferów i właściwie wzmocnił się na każdej pozycji (z wyjątkiem ataku). Bramka jest świetnie obsadzona. Na obronę przybył Carvajal, który ma szansę zastąpić kiepskiego technicznie i bezużytecznego z przodu Arbeloę. W drugiej linii pojawił się Illarramendi, motor napędowy akcji Realu Sociedad w ubiegłym roku, oraz mniej znany, ale perspektywiczny Casemiro. Środek pola zasilił młody i utalentowany zawodnik Malagi Isco oraz najlepszy piłkarz z Wysp Brytyjskich Gareth Bale. Nie wszyscy w pełni formy, ale z pewnością były to transfery przemyślane i potrzebne, w przeciwieństwie do wielu poprzednich zakupów. Zwłaszcza Isco i Bale pozwalają spokojnie przyjąć nieoczekiwane odejście Özila. Zabrakło tylko transferu napastnika więc po odejściu Higuaína Real został z przodu tylko z dwoma młodymi Hiszpanami i słabym, pozbawionym chęci do walki pupilkiem prezesa Benzemą. Jednak mając za plecami Cristiano Ronaldo, Isco i Bale’a nawet kiepski Francuz nie powinien przeszkadzać w zdobywaniu dużej ilości bramek. Siła Królewskich w tym sezonie jest ogromna. Na razie jednak tylko na papierze.
Najważniejszy był jednak inny transfer. Kontrowersyjnego, skłóconego ze wszystkimi Mourinho na ławce trenerskiej zastąpił spokojny, wyważony Carlo Ancelotti, trener znany i utytułowany. Obiecywał spektakularny futbol, którego tak bardzo brakowało na Bernabéu. Obiecywał grę kombinacyjną i ładną dla oka. Real miał utrzymywać się przy piłce i dyktować warunki gry. Jak dotąd, jest zupełnie odwrotnie. Real się męczy, zawodnicy są wolni, niedokładni, nie mają żadnego pomysłu na grę poza długimi wrzutkami, nie potrafią na dużej szybkości wymienić kilku celnych podań, nie grają z pierwszej piłki, ich ataki są schematyczne i łatwe do rozszyfrowania. Można jeszcze długo wymieniać, tylko po co? Przecież oni sami to powinni wiedzieć. Przykro jest patrzeć, gdy naszpikowany gwiazdami Real broni się przed entuzjastycznymi atakami drużyny z końca tabeli, która niedawno grała w drugiej lidze. Jeden zawodnik Królewskich jest wart więcej niż całe Elche. I co z tego, skoro na boisku nie widać tej różnicy? Elche gra lepszą, techniczną piłkę, zaś Real jest wolny i ociężały. Gdzie więc tkwi problem? Oto jest pytanie. Obawiam się, że sam Ancelotti nie bardzo wie. Ale to jego odpowiedzialność. Za to bierze pieniądze, by to wszystko poukładać. Ma do dyspozycji znakomitych piłkarzy. Nigdy nie miał tak dobrego składu. To on musi znaleźć sposób, by Real grał tak, jak powinien. By zęby nie bolały od patrzenia na grę najlepszej drużyny w historii futbolu. Historia historią, w każdym sezonie trzeba ją pisać na nowo.
Włoski trener nie wiedział, na co się pisze. Teoretycznie ma czas – niedawno zaczął pracę i trudno go rozliczać po kilku spotkaniach. Ale Madryt żąda wyników natychmiast. Nie po to zatrudnia najlepszych graczy świata, by czekać rok na rezultaty. Mecz zawsze można przegrać, ale po walce do upadłego. Tego oczekuje kibic od każdego zespołu. Tymczasem milionerzy z Madrytu chyba jeszcze nie wrócili z wakacji. Grają, jakby nie mieli siły na 90 minut. Nie ma pressingu, pogoni za każdą piłką, szybkich i przebojowych akcji. Zupełnie jakby zawodnicy wychodzili z założenia, że nie ma co się męczyć, bo jesteśmy tacy świetni, że i tak coś strzelimy. Otóż nie zawsze. Indywidualności się liczą, ale futbol to gra zespołowa i dobrze zogranizowana ekipa zawsze ma przewagę nad chaotyczną kopaniną. Widać to było jak na dłoni w derbach Madrytu. Real miał szczęście, że nie przegrał różnicą kilku bramek. Pozornie miał przewagę, ale kompletnie nic z niej nie wynikało. Tu nie przyznaje się punktów za przebywanie na połowie rywala. Trzeba być kreatywnym i stwarzać sytuacje bramkowe. Nie wiem, co piłkarze ćwiczą na treningach, ale poza poprawą przygotowania fizycznego powinni ostro popracować nad dokładnością i umiejętnością wymiany kilku podań na małej przestrzeni. Atlético robiło to znakomicie, o Barcelonie nie muszę wspominać. Przykro pisać, że nawet Elche czy Villarreal grały taką piłkę. Oglądam mecze ligi angielskiej i ich tempo zniewala. Dokładnie tak musi grać Real. Nie bać się wprowadzać piłki do gry zamiast czekać na długie wykopy bramkarza. Zagrywać szybko i nietuzinkowo zamiast schematycznych i nudnych podań na boki. Nie wierzę, że tak wielcy piłkarze nie potrafią tak grać. Potrafią, ale na razie im się nie chce. Panowie: wakacje się skończyły. Jeszcze dwa, trzy mecze takie jak te ostatnie i możecie się pożegnać z ligą szybciej niż rok temu, kiedy już na półmetku było po sprawie. Wypowiedzi w stylu „już nie możemy tracić więcej punktów” niczego nie zmienią. Trzeba się brać do roboty i harować na boisku. I niech nikt nie mówi, że oszczędzają się na Ligę Mistrzów. Dobra drużyna gra i wygrywa wszystko i wszędzie. Podobnie jak dobry napastnik strzela i w klubie, i w reprezentacji. Real w lidze hiszpańskiej nie rozegrał jeszcze w tym sezonie ani jednego dobrego spotkania. Takiego, po którym ręce same składają się do oklasków. Były męczarnie i wyrywane siłą punkty. Jedyny jasny punkt sezonu to wynik w Stambule po skutecznej drugiej połowie, bo gra w pierwszej też pozostawiała wiele do życzenia.
Za dwa dni kolejny występ w Lidze Mistrzów. Mecz z teoretycznie słabymi Duńczykami. Każdy inny wynik niż wygrana Królewskich będzie niespodzianką i rozczarowaniem. Wysokie zwycięstwo mogłoby podnieść morale i zmienić ducha w drużynie. Jest to teraz bardzo potrzebne, bo na natychmiastową poprawę stylu raczej nie ma co liczyć. Jednak kibic zawsze wierzy, dlatego trzymam kciuki za Ancelottiego, by zdefiniował problem i go szybko rozwiązał. Madryt nie ma czasu.