RENAISSANCE
Grandine Il Vento
2013
Nowa płyta Renaissance, kultowej formacji symfonicznego rocka, to spore wydarzenie muzycznego roku 2013. Głównie dlatego, że zespół milczał przez ostatnie 11 lat, a swoje najważniejsze dzieła stworzył jeszcze w latach 70. Głównym kompozytorem i gitarzystą Renaissance od początku był Michael Dunford, który jest także autorem całej muzyki na Grandine Il Vento. Płyta była gotowa w 2012 roku lecz niespodziewana śmierć lidera w listopadzie przesunęła jej wydanie. Ten fakt powoduje także trudność we właściwej ocenie wydawnictwa…
Szczegółową analizę i wielkie pochwały zostawię zagorzałemu fanowi art rocka, mojemu krakowskiemu koledze Arturowi Chachlowskiemu. Ja podejdę do tematu na zimno, bo chociaż to bez wątpienia najlepsza płyta Renaissance od lat 80., to jednak daleko jej do poziomu wcześniejszych krążków. Nie od strony technicznej, bo przecież tutaj wszystko jest na miejscu – znakomita produkcja, muzycy czarują dźwiękami, dysponująca sopranem o 5-oktawowym zasięgu Annie Haslam jest w wybitnej formie, a wśród zaproszonych gości jest Ian Anderson (partie fletu w utworze Cry The World) oraz John Wetton (śpiewa w Blood Silver Like Moonlight). Chodzi o same kompozycje. Są ładne, zwiewne, klimatyczne, ale… brak im magii. Specjalnie ponownie przesłuchałem starsze płyty, by poczuć ducha muzyki Renaissance, i może to był błąd? Klasyki takie jak Golden Thread, Rajan Khan, Ashes Are Burning, Cold Is Being, Mother Russia czy Scheherazade biją na głowę nowe kompozycje, z wyjątkiem jednej – otwierającej krążek 12-minutowej suity Symphony Of Light, w której mamy liczne zmiany tempa i wirtuozerskie popisy oraz nawiązania do klasyki art rocka. Tutaj słychać potęgę Renaissance. Potem jest jedynie ładnie i poprawnie. Grupa błyszczy formą jeszcze pod koniec albumu, w kolejnej rozbudowanej kompozycji The Mystic & The Muse, która zdecydowanie wybija się ponad miałkość reszty.
Dobrze, że ta płyta się ukazała, bo powróciła legenda i może kogoś nowe utwory natchną, by zapoznać się z twórczością tej zasłużonej brytyjskiej grupy, której popularność ogranicza się do dość wąskich kręgów. Warto to zrobić, zwłaszcza że Dunford już niczego nie stworzy i przyszłość Renaissance jest pod znakiem zapytania. Nawet gdyby dalej nagrywali, to już nie będzie to samo. Grandine Il Vento to nie jest zła płyta. Może po prostu ja oczekiwałem za wiele? Nie wiem dlaczego, bo przecież kapela nie stworzyła niczego wielkiego przez ponad 30 lat. Cieszmy się więc tym co jest – wysoką kulturą i radością grania, orkiestrowymi aranżacjami i pięknym, natchnionym głosem Annie Haslam oraz co najmniej jednym utworem, który ma szansę dołączyć do kanonu.
Szczegółową analizę i wielkie pochwały zostawię zagorzałemu fanowi art rocka, mojemu krakowskiemu koledze Arturowi Chachlowskiemu. Ja podejdę do tematu na zimno, bo chociaż to bez wątpienia najlepsza płyta Renaissance od lat 80., to jednak daleko jej do poziomu wcześniejszych krążków. Nie od strony technicznej, bo przecież tutaj wszystko jest na miejscu – znakomita produkcja, muzycy czarują dźwiękami, dysponująca sopranem o 5-oktawowym zasięgu Annie Haslam jest w wybitnej formie, a wśród zaproszonych gości jest Ian Anderson (partie fletu w utworze Cry The World) oraz John Wetton (śpiewa w Blood Silver Like Moonlight). Chodzi o same kompozycje. Są ładne, zwiewne, klimatyczne, ale… brak im magii. Specjalnie ponownie przesłuchałem starsze płyty, by poczuć ducha muzyki Renaissance, i może to był błąd? Klasyki takie jak Golden Thread, Rajan Khan, Ashes Are Burning, Cold Is Being, Mother Russia czy Scheherazade biją na głowę nowe kompozycje, z wyjątkiem jednej – otwierającej krążek 12-minutowej suity Symphony Of Light, w której mamy liczne zmiany tempa i wirtuozerskie popisy oraz nawiązania do klasyki art rocka. Tutaj słychać potęgę Renaissance. Potem jest jedynie ładnie i poprawnie. Grupa błyszczy formą jeszcze pod koniec albumu, w kolejnej rozbudowanej kompozycji The Mystic & The Muse, która zdecydowanie wybija się ponad miałkość reszty.
Dobrze, że ta płyta się ukazała, bo powróciła legenda i może kogoś nowe utwory natchną, by zapoznać się z twórczością tej zasłużonej brytyjskiej grupy, której popularność ogranicza się do dość wąskich kręgów. Warto to zrobić, zwłaszcza że Dunford już niczego nie stworzy i przyszłość Renaissance jest pod znakiem zapytania. Nawet gdyby dalej nagrywali, to już nie będzie to samo. Grandine Il Vento to nie jest zła płyta. Może po prostu ja oczekiwałem za wiele? Nie wiem dlaczego, bo przecież kapela nie stworzyła niczego wielkiego przez ponad 30 lat. Cieszmy się więc tym co jest – wysoką kulturą i radością grania, orkiestrowymi aranżacjami i pięknym, natchnionym głosem Annie Haslam oraz co najmniej jednym utworem, który ma szansę dołączyć do kanonu.