BASTILLE
Bad Blood
2013
Bad Blood – debiutancki krążek londyńczyków z Bastille nieźle namieszał na lokalnym rynku, lądując zaraz po debiucie na samym szczycie brytyjskiej listy przebojów. Założycielem i pomysłodawcą grupy jest Dan Smith – wokalista i autor tekstów, zafascynowany filmami Dario Argento i Davida Lyncha (jeden z utworów nawet zatytułował Laura Palmer). Swoje wrażenia postanowił wyrazić pełną rozmachu muzyką, której nie sposób odmówić przebojowości. „Do każdej piosenki podchodzę w inny sposób. Chciałem, żeby każda była odrębną opowieścią, z właściwym sobie nastrojem, innym brzmieniem i produkcją, z elementami różnych gatunków i stylów muzycznych – hip-hopu, indie, popu i folku. Soundtracki filmowe mogą być bardzo zróżnicowane, ale spaja je film; chciałem, żebym moja płyta też była różnorodna, ale spojona przez mój głos i sposób komponowania. Każdy fragment jest częścią większego obrazka”, powiedział autor o swoim dziele.
Bad Blood zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Przyznam, że ja akurat nie rozkochałem się w tym materiale, podobnie jak 5 lat wcześniej długo przekonywałem się do Florence + The Machine – w obu przypadkach doceniam klasę artystów, lecz to nie do końca moje granie. Grupę wylansowały umiejętnie dobrane i konsekwentnie serwowane single – po kolei Overjoyed, Bad Blood, Flaws i Pompeii. Ten ostatni poprzedzał krążek i otworzył mu drogę na szczyt. Proponuję w tej właśnie kolejności rozpocząć przygodę z Bad Blood. Jeśli to Was nie ruszy – możecie śmiało odpuścić resztę. Jeśli polubicie te piosenki – płyta jest dla Was. Ja akurat lubię dwie pierwsze jednak nadal nie kumam, skąd aż taki sukces. Bastille proponują zwykły indie pop (bo nie bardzo rock), pozornie zróżnicowany ale po pewnym czasie usypiający monotonią. Nie słyszę tu jakichś świeżych i odkrywczych pomysłów ani czegoś szczególnie chywtającego za serce. Jest to poprawnie zagrany, przebojowy materiał, z elementami folku i odpowiednią porcją elektroniki – widocznie na Wyspach to wystarczy. Dobrze wyważone proporcje (choć kompozycje wydają się nieco przearanżowane), niezłe melodie, czego trzeba więcej? Zwłaszcza w Anglii, gdzie są odjechani na takie granie? U nas raczej nie wróżę wielkiego sukcesu, ale z pewnością warto sięgnąć po ten album. Choćby po to, by stwierdzić, jak bardzo się różnimy gustami z Wyspiarzami.
Bad Blood zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. Przyznam, że ja akurat nie rozkochałem się w tym materiale, podobnie jak 5 lat wcześniej długo przekonywałem się do Florence + The Machine – w obu przypadkach doceniam klasę artystów, lecz to nie do końca moje granie. Grupę wylansowały umiejętnie dobrane i konsekwentnie serwowane single – po kolei Overjoyed, Bad Blood, Flaws i Pompeii. Ten ostatni poprzedzał krążek i otworzył mu drogę na szczyt. Proponuję w tej właśnie kolejności rozpocząć przygodę z Bad Blood. Jeśli to Was nie ruszy – możecie śmiało odpuścić resztę. Jeśli polubicie te piosenki – płyta jest dla Was. Ja akurat lubię dwie pierwsze jednak nadal nie kumam, skąd aż taki sukces. Bastille proponują zwykły indie pop (bo nie bardzo rock), pozornie zróżnicowany ale po pewnym czasie usypiający monotonią. Nie słyszę tu jakichś świeżych i odkrywczych pomysłów ani czegoś szczególnie chywtającego za serce. Jest to poprawnie zagrany, przebojowy materiał, z elementami folku i odpowiednią porcją elektroniki – widocznie na Wyspach to wystarczy. Dobrze wyważone proporcje (choć kompozycje wydają się nieco przearanżowane), niezłe melodie, czego trzeba więcej? Zwłaszcza w Anglii, gdzie są odjechani na takie granie? U nas raczej nie wróżę wielkiego sukcesu, ale z pewnością warto sięgnąć po ten album. Choćby po to, by stwierdzić, jak bardzo się różnimy gustami z Wyspiarzami.