GUILT TRIP
Mama i ja
2012, USA
komedia, reż. Anne Fletcher
Oryginalny tytuł sugeruje kino drogi (Guilt trip oznacza wycieczkę wynikającą z poczucia winy) i z takim nastawieniem sięgnąłem po pierwszy od kilkunastu lat film z Barbrą Streisand w roli głównej. 8-dniowa wycieczka, jaką proponuje swojej mamie Andy (Seth Rogen), jest okazją do pogłębienia zaniedbanych więzi rodzinnych oraz zbliżenia się między dwojgiem ludzi. Tyle na temat fabuły. Film jest nudny jak flaki z olejem, historia o niczym, bez żadnego sensownego punktu zaczepienia. Dan Fogelman, autor scenariusza do świetnego Kocha, lubi, szanuje, tym razem się nie popisał. Streisand jest denerwująca, Rogen wycofany i defensywny (przy takiej matce to nic dziwnego), zabawne sytuacje można policzyć na palcach jednej ręki. Właściwie niepotrzebne palce, bo śmiać się w ogóle nie ma z czego. Słabo jak na komedię. Gdy potraktujemy film jako obyczajową historyjkę, można go od biedy obejrzeć – jest pozytywny, optymistyczny, momentami nawet wzruszający. Nie zmienia to faktu, że obraz jest schematyczny, maksymalnie przegadany, nie da się sympatyzować z żadnym z dwojga bohaterów, a serwowane gagi nie są zabawne. Dialogi również. W efekcie brak emocji i czas spędzony na seansie uważam za stracony.