HENRY FOOL
Men Singing
2013
Wbrew pozorom Henry Fool to nie imię i nazwisko lecz nazwa grupy muzycznej, zainspirowana postacią natchnionego pisarza z filmu Hala Hartleya. Grupy nietuzinkowej, która swój poprzedni, i jedyny dotychczas album nagrała w 2001 roku. Henry Fool to luźny projekt złożony z muzyków zaangażowanych w działalność w innych formacjach, powstały z inicjatywy Tima Bownessa (wokalisty i współzałożyciela, wraz ze Stevenem Wilsonem, zespołu No-Man) i Stephena Bennetta, kojarzonego również z tą nazwą. Wśród muzyków grających gościnnie na Men Singing znajdziemy także nazwisko Phila Manzanery (Roxy Music), który ubarwia 2 z 4 nagrań. Materiał powstał w 2006 roku, lecz stopniowo ewoluował przez kilka lat i dopiero teraz przybrał ostateczną formę. Trochę to zawiłe, jednak nie mówimy o zwykłych piosenkach, które się pisze na kolanie. Wbrew tytułowi na płycie Men Singing nikt nie śpiewa, a udział Bownessa ogranicza się do gry na gitarze. Album zawiera 4 długie instrumentalne kompozycje (po 7 i 13 minut) nawiązujące stylistyką do psychodelii i jazz-rocka z początku lat 70. To nie jest muzyka dla każdego, ale miłośnicy Soft Machine czy Mahavishnu Orchestra powinni być zadowoleni. Ja wprawdzie nie zaliczam się do tej grupy, lecz płyty Men Singing wysłuchałem z dużym zainteresowaniem. Progresywne granie wymieszane z elementami psychodelicznymi i fusion, bardziej przypomina improwizacje podczas jam session niż szczegółowo zaplanowane i dopieszczone kompozycje. A jednak ma to swój niezaprzeczalny urok. Wirtuozeria muzyków, porywające solówki (nie tylko gitara i klawisze, lecz również flet czy saksofon), podniosły nastrój, wszystko to tworzy bardzo wysublimowaną i oryginalną jak na dzisiejsze czasy mieszankę. Kiedyś tak grano, to była norma. Obecnie to rzadko spotykana perfekcja. Tym bardziej godna polecenia wyrobionym i obeznanym z podobnym graniem słuchaczom.