TALK TALK
Natural Order 1982-1991
2013
Unikam jak ognia opisywania składanek, nie są to bowiem autorskie dzieła danego wykonawcy, a jedynie sprytne sposoby wytwórni płytowych, by wyciągnąć z naszych kieszeni pieniądze za nieświeży towar. Czasem jednak robię wyjątek – gdy kompilacja ma wyjątkowy charakter lub jest szczególnie udana. W przypadku „nowej” propozycji grupy Talk Talk zachodzi ten pierwszy przypadek. Ta działająca w latach 80. grupa zaczynała jako przedstawiciel new romantic, by potem – ku utrapieniu firmy EMI, odejść w kierunku ambitniejszych, bardziej rozbudowanych form muzycznych. Po wielkim sukcesie albumu The Colour Of Spring (1986) Talk Talk wydali eksperymentalny Spirit Of Eden (1988) – doskonały pod względem artystycznym, ale daleki od tego, czego oczekiwali słuchacze. Rozciągnięte, delikatne kompozycje nie miały szans w radiu, a brak hitów oznaczał brak zakładanej sprzedaży. EMI powetowało sobie stratę wypuszczając w 1990 roku bez zgody muzyków składankę Natural History: The Very Best Of Talk Talk (ogromny sukces komercyjny w Wielkiej Brytanii). Rok później wytwórnia poszła za ciosem i wydała płytę z remiksami, które były tak kompletnie oderwane od tego, co wtedy muzycy grali, że ci postanowili oddać sprawę do sądu. Proces wygrali, album History Revisited zniszczono, zaś grupa w 1992 roku rozpadła się.
Opowiadana historia znalazła swój ciąg dalszy 20 lat później. Mark Hollis, lider Talk Talk, postanowił sam dokonać wyboru utworów na kolejną, tym razem autoryzowaną składankę zespołu. Album Natural Order 1982-1991 ukazał się niedawno, lecz próżno szukać tu hitów w stylu It’s My Life, Such A Shame czy Life’s What You Make It. To jakby uzupełnienie zestawu EMI z 1990 roku, zresztą tytuł świadomie do niego nawiązuje. Artysta wybrał refleksyjne i spokojne kompozycje, te mniej znane, ale bardziej charakterystyczne dla stylu grupy. Można by długo dyskutować nad jego wyborem, bo każda składanka to zestaw niezwykle subiektywny. Jeśli jednak ktoś znał tylko jedno – przebojowe oblicze Talk Talk, ma teraz okazję poznać drugie, całkiem odmienne. Poza utworami albumowymi mamy tu dwa nagrania ze stron B singli oraz wersje alternatywne utworów, wszystko oczywiście zremasterowane i brzmiące całkiem współcześnie. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że płyta nie jest reprezentatywna dla twórczości Talk Talk i prezentuje mocno wykrzywiony obraz tej sympatycznej kapeli. Czy oni byli naprawdę aż tak smutni? 10 ponurych nagrań zestawione obok siebie nie mówi całej prawdy. To jedno oblicze Hollisa i spółki, niekoniecznie to najciekawsze. Przyznam, że lubię płytę Spirit Of Eden za jej klimat i specyficzny nastrój, natomiast Natural Order 1982-1991 mnie śmiertelnie wynudził, chociaż pozornie jest tak samo dobrze. Na zaintrygowanie słuchacza wystarczy, a chyba raczej o to chodziło. Na pewno warto posłuchać, zwłaszcza gdy ktoś dotychczas nie miał do czynienia z tą sympatyczną kapelą.
Opowiadana historia znalazła swój ciąg dalszy 20 lat później. Mark Hollis, lider Talk Talk, postanowił sam dokonać wyboru utworów na kolejną, tym razem autoryzowaną składankę zespołu. Album Natural Order 1982-1991 ukazał się niedawno, lecz próżno szukać tu hitów w stylu It’s My Life, Such A Shame czy Life’s What You Make It. To jakby uzupełnienie zestawu EMI z 1990 roku, zresztą tytuł świadomie do niego nawiązuje. Artysta wybrał refleksyjne i spokojne kompozycje, te mniej znane, ale bardziej charakterystyczne dla stylu grupy. Można by długo dyskutować nad jego wyborem, bo każda składanka to zestaw niezwykle subiektywny. Jeśli jednak ktoś znał tylko jedno – przebojowe oblicze Talk Talk, ma teraz okazję poznać drugie, całkiem odmienne. Poza utworami albumowymi mamy tu dwa nagrania ze stron B singli oraz wersje alternatywne utworów, wszystko oczywiście zremasterowane i brzmiące całkiem współcześnie. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że płyta nie jest reprezentatywna dla twórczości Talk Talk i prezentuje mocno wykrzywiony obraz tej sympatycznej kapeli. Czy oni byli naprawdę aż tak smutni? 10 ponurych nagrań zestawione obok siebie nie mówi całej prawdy. To jedno oblicze Hollisa i spółki, niekoniecznie to najciekawsze. Przyznam, że lubię płytę Spirit Of Eden za jej klimat i specyficzny nastrój, natomiast Natural Order 1982-1991 mnie śmiertelnie wynudził, chociaż pozornie jest tak samo dobrze. Na zaintrygowanie słuchacza wystarczy, a chyba raczej o to chodziło. Na pewno warto posłuchać, zwłaszcza gdy ktoś dotychczas nie miał do czynienia z tą sympatyczną kapelą.