RAY WILSON
Chasing Rainbows
2013
Szkocki wokalista i gitarzysta Ray Wilson, członek m.in. zespołów Stiltskin i Genesis, jest szczególnie bliski sercom Polaków. Zakochany w Polce przyjechał do naszego kraju i osiadł w nim na stałe. Tutaj także tworzy i nagrywa, niedawno nawiązał współpracę z Polskim Radiem, czego efektem jest najnowszy, czwarty solowy krążek artysty. Jego karierę już na zawsze naznaczył krótki epizod w Genesis, gdzie w latach 1996-1999 zastąpił Phila Collinsa. Tak bardzo, że stworzył projekt o nazwie Genesis Classic prezentujący na koncertach wybrane utwory zespołu w klasycznych aranżacjach. Jednak oprócz występów w różnych zespołach muzyk ma na koncie także solowe płyty, a ta najnowsza uznawana jest powszechnie za jego najbardziej dojrzałe wydawnictwo.
Chasing Rainbows przynosi 12 ładnych, melodyjnych piosenek z pogranicza popu i rocka. Właściwie nie trzeba więcej pisać. Wilson ma świetny i rozpoznawalny głos, znakomicie śpiewa i jeśli dodać do tego łatwość komponowania (lub współkomponowania) wysmakowanych piosenek, to wiemy, czego się spodziewać. Od przebojowego, spokojnego Take It Slow, przez singlowe (nieco nudnawe) Easier That Way, po przepiekną Rhianne. To nie są utwory nowatorskie ani rockowe suity. Jak to się zwykło mówić: Ameryki nie odkryją. Nie muszą. Są to po prostu ładne piosenki. Niemal każda z kompozycji mogłaby być przebojem chociaż dominuje tu delikatność i melancholia. Na uwagę zasługują partie saksofonu Marcina Kajpera, które uszlachetniają poszczególne nagrania.
Przyznam, że zawsze mam kłopot przy ocenie takich wydawnictw, gdy znany muzyk rockowy nagrywa „ładną” (tylko ładną), bliską stylistyce pop płytę. Niby nie ma na co narzekać, bo pod względem wykonawczym jest bez zarzutu, ale po dłuższym słuchaniu kilku takich samych piosenek zaczyna być zwyczajnie nudno. Brak tu chociaż jednej wybijającej się kompozycji, utworu lepszego od pozostałych, który będziemy pamiętać dłużej niż kilka minut. Chasing Rainbows jest poprawnym, dojrzałym, efektownym i pięknym albumem, ale brak mu różnorodności i wyrazistości. Jest jak przesłodzony tort, którego smakiem można się delektować, ale drugi kawałek już męczy, a trzeci przyprawia o niestrawność. Doceniam klasę polskiego Szkota, lubię jego głos, ale nie w takiej dawce. To ciasto jest trochę za słodkie.
Chasing Rainbows przynosi 12 ładnych, melodyjnych piosenek z pogranicza popu i rocka. Właściwie nie trzeba więcej pisać. Wilson ma świetny i rozpoznawalny głos, znakomicie śpiewa i jeśli dodać do tego łatwość komponowania (lub współkomponowania) wysmakowanych piosenek, to wiemy, czego się spodziewać. Od przebojowego, spokojnego Take It Slow, przez singlowe (nieco nudnawe) Easier That Way, po przepiekną Rhianne. To nie są utwory nowatorskie ani rockowe suity. Jak to się zwykło mówić: Ameryki nie odkryją. Nie muszą. Są to po prostu ładne piosenki. Niemal każda z kompozycji mogłaby być przebojem chociaż dominuje tu delikatność i melancholia. Na uwagę zasługują partie saksofonu Marcina Kajpera, które uszlachetniają poszczególne nagrania.
Przyznam, że zawsze mam kłopot przy ocenie takich wydawnictw, gdy znany muzyk rockowy nagrywa „ładną” (tylko ładną), bliską stylistyce pop płytę. Niby nie ma na co narzekać, bo pod względem wykonawczym jest bez zarzutu, ale po dłuższym słuchaniu kilku takich samych piosenek zaczyna być zwyczajnie nudno. Brak tu chociaż jednej wybijającej się kompozycji, utworu lepszego od pozostałych, który będziemy pamiętać dłużej niż kilka minut. Chasing Rainbows jest poprawnym, dojrzałym, efektownym i pięknym albumem, ale brak mu różnorodności i wyrazistości. Jest jak przesłodzony tort, którego smakiem można się delektować, ale drugi kawałek już męczy, a trzeci przyprawia o niestrawność. Doceniam klasę polskiego Szkota, lubię jego głos, ale nie w takiej dawce. To ciasto jest trochę za słodkie.