BLACK STAR RIDERS
All Hell Breaks Loose
2013
W zeszłym tygodniu miała miejsce niezwykła premiera. Zespół Thin Lizzy to prawdziwa ikona irlandzkiego rocka lat siedemdziesiątych. Ostatni studyjny album wydali 30 lat temu i chociaż po śmierci założyciela i lidera Phila Lynotta w 1986 roku muzycy nigdy nie weszli do studia, cały czas działali i koncertowali ku uciesze licznych fanów. Ponieważ jednak lata lecą, a z oryginalnego składu Thin Lizzy pozostał tylko jeden człowiek, muzycy postanowili zakończyć etap podpinania się pod tę zasłużoną nazwę. Zarejestrowali pożegnalny koncert Thin Lizzy i powołali formację o nazwie Black Star Riders. Pod nowym szyldem wydali krążek All Hell Breaks Loose, który właśnie ujrzał światło dzienne. Spieszę donieść, że reinkarnacja się udała. Płyta jest przepełniona duchem Thin Lizzy (jakżeby inaczej), ale zarazem świeża i współczesna. Miks nowego ze starym wyszedł znakomicie.
Nowym liderem kapeli został Ricky Warwick, który śpiewał w Thin Lizzy przez ostatnie 3 lata i nie jest przesadnie obciążony legendą klasyków. Dzięki temu nowy repertuar, choć inspirowany brzmieniem Irlandczyków, wypada interesująco i nowocześnie. To nadal stary, dobry hard rock w wersji soft, podlany bluesem i folkiem, z całą masą charakterystycznych dla Thin Lizzy riffów i porywających melodii. Nowe piosenki mają moc i energię, Hey Judas, Before The War czy Bound For Glory mogłyby śmiało stać się hitami (jeśli tylko radia zauważą to wydarzenie) i nikt nie poznałby, że to nie oryginalne, odkurzone nagrania kapeli Phila Lynotta. Właściwie każdy z 11 utworów może się podobać, nie ma tu słabych wypełniaczy. Jeśli komuś odpowiada taki właśnie styl pojmowania muzyki, będzie miał sporo radości podczas słuchania All Hell Breaks Loose. Ja miałem, bo przez 30 lat stęskniłem się za takim graniem. Thin Lizzy nie nagrał nigdy wybitnej płyty, ale na każdej można było znaleźć 3, 4 świetne i pamiętne kompozycje, które z czasem urosły do rangi klasyków. Czy tak będzie z nowymi nagraniami? Raczej nie. Inne czasy, inne potrzeby, a chociaż na płycie jest sporo świetnego, gitarowego rocka, nie ma utworu, który zdecydowanie wybijałby się ponad inne. Po kilku przesłuchaniach nie mam jednego faworyta. Na tę chwilę najbardziej lubię dynamiczną kompozycję tytułową oraz zamykający album, rozciągnięty na 6 minut Blues Ain’t So Bad. Ale jutro to się może zmienić….
Na koniec zacytuję fragmenty wywiadu z Rickym Warwickiem, który wyjaśnia kulisy decyzji o zmianie nazwy zespołu: „Jesteśmy tym kim jesteśmy i tak też brzmimy. Scott Gorham grał na gitarze w Thin Lizzy przez 40 lat. W zespole są też Damon Johnson i Marco Mendoza, którzy również spędzili wiele lat w Lizzy. Ja zastąpiłem Phila Lynotta kilka lat temu, grając z tym zespołem kilkanaście koncertów. Nic więc dziwnego, że Black Star Riders brzmi jak Thin Lizzy. Dlatego też, grając jako Black Star Riders, zawsze będziemy napełnieni duchem Thin Lizzy. (…) Długo zastanawialiśmy się nad podjęciem decyzji o zmianie nazwy. Pierwotnie chcieliśmy wydać All Hell Breaks Loose pod szyldem Thin Lizzy, jednak im bardziej zbliżaliśmy się do końca nagrywania krążka, tym mniej komfortowo zaczynali się czuć Scott i Damon. (…) Z powodu szacunku dla Phila oraz historii postanowiliśmy rozgraniczyć dokonania Lizzy od tego, co robimy z Black Star Riders. (…) Wszyscy czujemy się bardzo komfortowo z tą decyzją. (…) Black Star Riders to zdecydowanie nowy zespół, który ma korzenie w Thin Lizzy, niemniej nie zdołamy uniknąć porównań, które nas czekają. Tego typu generalizowanie nie jest do końca słuszne, ale z pewnością nieuniknione.”
Nowym liderem kapeli został Ricky Warwick, który śpiewał w Thin Lizzy przez ostatnie 3 lata i nie jest przesadnie obciążony legendą klasyków. Dzięki temu nowy repertuar, choć inspirowany brzmieniem Irlandczyków, wypada interesująco i nowocześnie. To nadal stary, dobry hard rock w wersji soft, podlany bluesem i folkiem, z całą masą charakterystycznych dla Thin Lizzy riffów i porywających melodii. Nowe piosenki mają moc i energię, Hey Judas, Before The War czy Bound For Glory mogłyby śmiało stać się hitami (jeśli tylko radia zauważą to wydarzenie) i nikt nie poznałby, że to nie oryginalne, odkurzone nagrania kapeli Phila Lynotta. Właściwie każdy z 11 utworów może się podobać, nie ma tu słabych wypełniaczy. Jeśli komuś odpowiada taki właśnie styl pojmowania muzyki, będzie miał sporo radości podczas słuchania All Hell Breaks Loose. Ja miałem, bo przez 30 lat stęskniłem się za takim graniem. Thin Lizzy nie nagrał nigdy wybitnej płyty, ale na każdej można było znaleźć 3, 4 świetne i pamiętne kompozycje, które z czasem urosły do rangi klasyków. Czy tak będzie z nowymi nagraniami? Raczej nie. Inne czasy, inne potrzeby, a chociaż na płycie jest sporo świetnego, gitarowego rocka, nie ma utworu, który zdecydowanie wybijałby się ponad inne. Po kilku przesłuchaniach nie mam jednego faworyta. Na tę chwilę najbardziej lubię dynamiczną kompozycję tytułową oraz zamykający album, rozciągnięty na 6 minut Blues Ain’t So Bad. Ale jutro to się może zmienić….
Na koniec zacytuję fragmenty wywiadu z Rickym Warwickiem, który wyjaśnia kulisy decyzji o zmianie nazwy zespołu: „Jesteśmy tym kim jesteśmy i tak też brzmimy. Scott Gorham grał na gitarze w Thin Lizzy przez 40 lat. W zespole są też Damon Johnson i Marco Mendoza, którzy również spędzili wiele lat w Lizzy. Ja zastąpiłem Phila Lynotta kilka lat temu, grając z tym zespołem kilkanaście koncertów. Nic więc dziwnego, że Black Star Riders brzmi jak Thin Lizzy. Dlatego też, grając jako Black Star Riders, zawsze będziemy napełnieni duchem Thin Lizzy. (…) Długo zastanawialiśmy się nad podjęciem decyzji o zmianie nazwy. Pierwotnie chcieliśmy wydać All Hell Breaks Loose pod szyldem Thin Lizzy, jednak im bardziej zbliżaliśmy się do końca nagrywania krążka, tym mniej komfortowo zaczynali się czuć Scott i Damon. (…) Z powodu szacunku dla Phila oraz historii postanowiliśmy rozgraniczyć dokonania Lizzy od tego, co robimy z Black Star Riders. (…) Wszyscy czujemy się bardzo komfortowo z tą decyzją. (…) Black Star Riders to zdecydowanie nowy zespół, który ma korzenie w Thin Lizzy, niemniej nie zdołamy uniknąć porównań, które nas czekają. Tego typu generalizowanie nie jest do końca słuszne, ale z pewnością nieuniknione.”