TEXAS CHAINSAW 3D
Piła mechaniczna 3D
2013, USA
horror, reż. John Luessenhop





Wobec tego typu filmów jestem trochę bezradny. Gdy w 1974 roku Tobe Hooper nakręcił swoją słynną Teksańską masakrę piłą mechaniczną, zapewne nie spodziewał się, że daje początek niekończącej się serii. Horror uznawany dzisiaj za klasyka gatunku, doczekał się sequeli, prequeli, remake’ów i licznych naśladowców. Tak to często bywa, gdy film osiaga sukces – natychmiast znajduje się wielu, którzy chcą się pod ten sukces podpiąć, na ogół z mizernym skutkiem. Teraz na podobny pomysł wpadł nikomu bliżej nieznany John Luessenhop, z tą tylko różnicą, że nowa piła straszy w trzech wymiarach. Jest też mocno zardzewiała, ale to może wina jej wieku….
Fabuła we wszystkich tego typu produkcjach jest podobna, bo nie o treść tu chodzi, lecz o efektowne szlachtowanie ludzi tytułową piłą przez osobnika o zdeformowanej twarzy. Tym razem jednak jest to kontynuacja oryginalnej opowieści z 1974 roku i nawet nie jest pozbawiona logiki. Krótko o historii: patologiczna rodzina Sawyerów z małego teksańskiego miasteczka mordowała turystów, za co została zlinczowana przez lokalną społeczność. Jedyne ocalałe dziecko zostało adoptowane i po 20 latach wraca, by poznać swoją przeszłość i objąć w posiadanie spadek – ogromny stary dom po zmarłej babci. Heather nie wie, że w piwnicy staruszka trzymała Leatherface’a, najokrutniejszego z morderców, który jakimś cudem także ocalał. Jak – nie wiadomo i nie ma to żadnego znaczenia, bo jeśli ktoś chce tu szukać sensu, to niech od razu odpuści seans. Dziewczyna uwalnia swego kuzyna, który rozpoczyna krwawą zemstę. Pytanie zasadnicze brzmi: po co? Po co powstają takie filmy? Nie dla efektów trójwymiarowych, bo te nie powalają. Nie dla strachu, bo facet w masce biegający z piłą nikogo dziś nie wystraszy. Nie z powodów artystycznych, bo artyzmu tu tyle co w pustej butelce. Więc po co? Nie mam pojęcia.
Nie będę wyliczał dziur scenariusza czy idiotycznych zachowań bohaterów, bo ich odkrywanie jest najciekawszą stroną filmu, który bardziej śmieszy niż straszy. Gapowate zachowania Heather są tak samo zabawne jak pojawiający się znienacka Leatherface. Dzięki temu obraz Luessenhopa nawet dobrze się ogląda. To również zasługa niezłych efektów specjalnych i grającej główną rolę, całkiem apetycznej Alexandry Daddario. Jednak do nawet średniej oceny filmowi daleko. Ni to komedia, ni horror, a faceta można by normalnie zastrzelić i po sprawie. Obawiam się jednak, że show must go on i za jakiś czas pojawi się film nr 8 z Leatherfacem. Wtedy naprawdę będzie szkoda czasu. Tym razem można od biedy obejrzeć jako ciekawostkę.
Fabuła we wszystkich tego typu produkcjach jest podobna, bo nie o treść tu chodzi, lecz o efektowne szlachtowanie ludzi tytułową piłą przez osobnika o zdeformowanej twarzy. Tym razem jednak jest to kontynuacja oryginalnej opowieści z 1974 roku i nawet nie jest pozbawiona logiki. Krótko o historii: patologiczna rodzina Sawyerów z małego teksańskiego miasteczka mordowała turystów, za co została zlinczowana przez lokalną społeczność. Jedyne ocalałe dziecko zostało adoptowane i po 20 latach wraca, by poznać swoją przeszłość i objąć w posiadanie spadek – ogromny stary dom po zmarłej babci. Heather nie wie, że w piwnicy staruszka trzymała Leatherface’a, najokrutniejszego z morderców, który jakimś cudem także ocalał. Jak – nie wiadomo i nie ma to żadnego znaczenia, bo jeśli ktoś chce tu szukać sensu, to niech od razu odpuści seans. Dziewczyna uwalnia swego kuzyna, który rozpoczyna krwawą zemstę. Pytanie zasadnicze brzmi: po co? Po co powstają takie filmy? Nie dla efektów trójwymiarowych, bo te nie powalają. Nie dla strachu, bo facet w masce biegający z piłą nikogo dziś nie wystraszy. Nie z powodów artystycznych, bo artyzmu tu tyle co w pustej butelce. Więc po co? Nie mam pojęcia.
Nie będę wyliczał dziur scenariusza czy idiotycznych zachowań bohaterów, bo ich odkrywanie jest najciekawszą stroną filmu, który bardziej śmieszy niż straszy. Gapowate zachowania Heather są tak samo zabawne jak pojawiający się znienacka Leatherface. Dzięki temu obraz Luessenhopa nawet dobrze się ogląda. To również zasługa niezłych efektów specjalnych i grającej główną rolę, całkiem apetycznej Alexandry Daddario. Jednak do nawet średniej oceny filmowi daleko. Ni to komedia, ni horror, a faceta można by normalnie zastrzelić i po sprawie. Obawiam się jednak, że show must go on i za jakiś czas pojawi się film nr 8 z Leatherfacem. Wtedy naprawdę będzie szkoda czasu. Tym razem można od biedy obejrzeć jako ciekawostkę.