Odejście Mourinho z Realu – za i przeciw

Nienawidzę komentowania plotek, jednak prowadząc blog o Realu Madryt wypada mi zająć stanowisko w sprawie przyszłości trenera Królewskich. Od dawna czytam, że misja Mourinho dobiegła końca i po sezonie powinien odejść. Tak było pod koniec ubeigłego, rekordowego sezonu. Tak było na początku obecnego, gdy forma drużyny pozostawiała wiele do życzenia. Tak jest również teraz, gdy po raz trzeci nie udało się awansować do upragnionego finału Ligi Mistrzów. Nie chcę długo się nad tym wszystkim rozwodzić, napiszę więc krótko: dziennikarze są jak zaraza. Rozumiem, że muszą z czegoś żyć, ale wolność prasy w Madrycie dawno przekroczyła granice dobrego smaku. Ciągłe atakowanie trenera, przeinaczanie jego słów, wysnuwanie nieprawdziwych wniosków i wymyślanie spiskowych teorii nie wystawia madryckim pismakom dobrego świadectwa. To przykre, że są przeciwko własnej drużynie i od początku sabotują pracę szkoleniowca. Nie potrafią docenić skarbu, jaki mają w Madrycie, nie chcą go uszanować. Trochę można zrozumieć irytację „bardzo ważnych panów dziennikarzy”, bo Mourinho uporządkował stosunki z prasą, która wcześniej rządziła drużyną i decydowała niemal na równi z trenerami, więc wskazanie im miejsca w szeregu musiało mocno zaboleć. Jednak to teraz jest jak należy, a wcześniej mieliśmy do czynienia z wypaczeniami i głaskaniem wybujałego ego nadętych panów z prasy.
   Rola Jose Mourinho w Realu Madryt to temat rzeka, ale spróbuję podsumować go jak najkrócej (chociaż zbyt krótko się pewnie nie uda). Trudno przecenić, w jak wielkim stopniu Portugalczyk uporządkował organizację pracy w tej wielkiej instytucji, i nie chcę się nad tym rozwodzić, bo interesuje nas wyłącznie aspekt sportowy. Izolując drużynę od wścibskiej prasy zapewnił jej pracę w ciszy i spokoju, sam zaś przyjął na siebie rolę zderzaka. Pewnie nie przypuszczał, że te zderzenia będą tak ciężkie i częste. W żadnym kraju nie spotkał się z taką sytuacją. Jego opanowanie i spokój tylko rozjuszały żądnych sensacji dziennikarzy i tym większe bzdury wypisywali. Ponieważ jednak w każdej plotce jest ziarnko prawdy, trzeba uznać za pewnik, że chemia, jaka istniała między nim a zawodnikami w poprzednich sezonach, gdzieś się ulotniła. Gracze gotowi wcześniej umierać za niego na murawie, zaczęli grymasić i narzekać zapominając, że reprezentują Real i to za tę instytucję powinni umierać. To dzięki niej są wielcy i bogaci. Mourinho ma osobowość i jest właściwym człowiekiem, by zarządzać rozkapryszonymi gwiazdorami. To trener ma rządzić i decydować, a nie piłkarze, o czym ci ostatni często zapomniają. We wszelkich konfliktach na linii zawodnicy-trener, jestem po stronie tego ostatniego. Real potrzebuje charyzmatycznego przywódcy i Portugalczyk jest takim właśnie człowiekiem. Brak odpowiednich trenerów spowodował, że wielki, „galaktyczny” Real, mający w swoim składzie większe gwiazdy niż obecnie, niczego nie wygrał. Bo nikt nie umiał utemperować gwiazdorów. Pisałem o tym w podsumowaniu roku 2012. Dlatego Real potrzebuje Mourinho i doceni go chyba dopiero wtedy, gdy go zabraknie. Te wszystkie dyskusje o nietykalności Casillasa, kwestionowanie decyzji Portugalczyka, mają za zadanie zdekoncentrować piłkarzy, skłócić ich z trenerem, zepsuć atmosferę w szatni, i poniekąd to się udało. Jednak to Real się liczy. Tu nie ma świętych krów. Jeśli piłkarz tego nie akceptuje – powinien odejść. Piłkarz nie jest ponad trenerem i jeśli jest bez formy – siada na ławce. Casillas jest wielkim bramkarzem i żywą legendą madryckiego klubu, ale rozegrał wyjątkowo słaby sezon i trener ma prawo stawiać na kogoś innego. Kwestionowanie tego jest śmieszne i żałosne. Wynoszenia z szatni spraw, które tam powinny pozostać, nie będę nawet komentował (nie ma dowodów, że kretem jest Casillas, ale faktem pozostaje, że kabluje jego narzeczona). Atmosfera się zagęściła i pytanie, co dalej, wydaje się zasadne. Minął ten wielki entuzjazm, który pchał drużynę do wygrania z Barceloną Pucharu Króla w pierwszym sezonie i spektakularnego, pełnego wspaniałych rekordów zwycięstwa w lidze hiszpańskiej w drugim. Czy więc nie lepiej się rozstać?
Zdecydowanie jestem za pozostaniem Jose Mourinho na stanowisku trenera Realu Madryt. Wiadomo jednak, że wtedy drużynę czekałaby rewolucja kadrowa. Powinni odejść piłkarze, którym z Portugalczykiem nie po drodze, a kilku takich by się znalazło. Czy Florentino Pérez zdecyduje się na taki ruch? Wątpię. Wprawdzie wygraną w kolejnych wyborach na prezesa Realu i tak ma w kieszeni (bo nie ma kto mu zagrozić), ale pożegnanie kilku lubianych graczy nie przysporzyłoby mu popularności. Łatwiej poświęcić jedną osobę – trenera właśnie. Jeśli jednak przypomni sobie, gdzie był Real przed przyjściem Mourinho, powinien się dobrze zstanowić. Jeśli komuś nie wystarczy przełamanie hegemonii Barcelony, która – nie oszukujmy się, za Guardioli była drużyną z innej planety, i żadne 0-7 z Bayernem tego nie zmienia, to teraz krótko przypomnę ostatnie lata Realu:
? Liga hiszpańska – trzy lata z rzędu w imponującym stylu triumfowała Barcelona, Mourinho przerwał ten cykl – wygrał ligę w sposób, jaki nie zdarzył się nigdy żadnej drużynie w żadnej znaczącej lidze europejskiej;
? El Clásico – w erze Guardioli Real przegrał z Barceloną 5 kolejnych meczów ligowych, potem padł remis i znów porażka. 7 meczów bez wygranej! Były jeszcze porażki w Lidze Mistrzów i Superpucharze. Mourinho znalazł sposób na Barcelonę. Wygrał z nią Puchar Króla (2011) i Superpuchar (2012). Ostatnie (z obecnego sezonu) mecze z Barceloną, świeżo upieczonym mistrzem Hiszpanii, wyglądają następująco: 6 meczów, 1 porażka, 2 remisy i 3 zwycięstwa. Real wygrał Superpuchar, wyeliminował Katalończyków z Pucharu Króla wygrywając 3-1 na Camp Nou, wreszcie ograł przeciwnika w lidze.
? Puchar Króla – Real nie zdobył tego torfeum od 1993 roku. Wygrał je Mourinho w swoim pierwszym sezonie, w najbliższy piątek ma szansę powtórzyć to osiągnięcie.
? Liga Mistrzów – przed przyjściem Mourinho Real 6 razy z rzędu (!) odpadał w 1/8 finału, tracąc międzynarodowy prestiż i ostatecznie będąc losowanym z drugiego koszyka (!). Za Mourinho były 3 kolejne półfinały, i chociaż to nie spełnia ambicji trenera ani drużyny, to jednak Real powrócił na należne mu miejsce w hierarchii europejskiego futbolu. W ciągu ostatnich 21 lat przed Mourinho Real z 18 trenerami tylko 5 razy osiągnął półfinał. Teraz zrobił to 3 razy z rzędu z jednym trenerem.
   Jeśli te dane kogoś nie przekonują, to posądzę go o czystą złośliwość. Czy przekonają prezesa? Zobaczymy. Oczywiście drużyna jest perspektywiczna i z innym trenerem też da sobie radę. Może nawet poprawi styl, bo jego brak to jedyny, ale poważny mankament obecnego Realu i mój główny zarzut do Mourinho. Real nie prowadzi gry, nie dyktuje tempa, nie potrafi narzucić przeciwnikowi własnego stylu, bo go po prostu nie ma. Gra z kontry nie jest stylem, lecz to zostało u Portugalczyka doprowadzone do perfekcji. Nie oczekuję klepania w stylu Barcelony, ale ich opanowanie piłki jest godne podziwu i diabli mnie biorą, gdy zawodnicy z Madrytu nie potrafią wymienić kilku podań. Przydałoby się lepsze wyszkolenie, poprawa gry bez piłki, ustawiania się na boisku, i koniecznie więcej wyobraźni i kreatywności w ataku, bo schematyczność gry Królewskich aż kłuje w oczy. Nie wiem, czy Mourinho to poprawi, bo miał na to 3 lata i Real nadal gra brzydko. Jest skuteczny (ostatnio niezbyt, ale ogólnie tak), ale jego mecze nie cieszą oka, jak to kiedyś bywało. Wydaje mi się jednak, że jeśli Portugalczyk poukłada sprawy w szatni, klub pozbędzie się zawodników niezadowolonych i sprzeda nieskutecznych (zwłaszcza obu beznadziejnych napastników), wszystko się zmieni i będziemy mogli znów cieszyć się wielką grą wielkiego klubu.
   Nie postawiłbym pieniędzy na pozostanie Mourinho w Realu. Nie ma tutaj komfortu pracy, jaki miał we Włoszech czy w Anglii. Trudno dobrze pracować, gdy jest prowadzona przeciwko tobie medialna nagonka i złośliwa kampania mająca cię zdyskredytować. Mourinho jest wytrzymały, ale po jaką cholerę ma to wszystko znosić? Chyba tylko dlatego, że jest ambitny, a z Realem jeszcze nie osiągnął zamierzonych celów. Bez gruntownych zmian ich nie osiągnie. Podobno przedstawił ich zarys prezesowi. Jak to się zakończy – dowiemy się prawdopodobnie jeszcze w tym miesiącu. Ja trzymam kciuki za trenera. Najlepszego, jakiego pamiętam w Realu. Faceta z jajami. Faceta, który nie boi się złapać przeciwników za gardło. Faceta, który nie toleruje niesubordynacji w swojej ekipie. Który nie waha się posadzić na ławce gwiazdora bez formy. Faceta idealnego do tak wielkiego, legendarnego klubu jak Real Madryt.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: