OMD English Electric

OMD English Electric recenzjaOMD
English Electric
2013

altaltaltaltalt

Renesans mody na synthpopowe granie spowodował masową reaktywację zespołów, które swoje sukcesy odnosiły w latach 80. ubiegłego wieku. Już w 2010 roku płytą History Of Modern swój comeback zaznaczył jeden z największych noworomantycznych klasyków – zespół Orchestral Manoeuvres in the Dark, czyli po prostu OMD. W 2011 nowe albumy wydali Blancmange, Human League i Pet Shop Boys, rok później powrócił Ultravox, na dodatek tytułując swój krążek Brilliant. Ojcowie new romantic chyba się nie spodziewali, że będzie im dane ponownie czarować swą muzyką. Skoro jednak dostali kolejną szansę, chcą w pełni wykorzystać swoje 5 minut i ich następne krążki są tylko kwestią czasu. Jeden już mamy – rok 2013 przyniósł nowe wydawnictwo OMD. I zamiast długo rozwodzić się nad poszczególnymi piosenkami z tego albumu powiem krótko, że starzy fani będą wniebowzięci. Na English Electric (zbieżność tytułowa z płytą Big Big Train zupełnie przypadkowa) ekipa z Merseyside oferuje w pigułce wszystko to, za co ją pokochano ponad 30 lat temu. Śpiew Andy McCluskeya nadal jest emocjonalny i delikatny, melodie ładne i przebojowe, a syntezatory brzmią jak na starych, winylowych krążkach.
Twórcy OMD zawsze byli pod wrażeniem muzyki Kraftwerk i to słychać w ich piosenkach. Jedna z nich, ta najładniejsza w mojej opinii Kissing The Machine, została napisana wspólnie z Karlem Bartosem, dawnym muzykiem tej niemieckiej grupy. Gościnnie (jako głos robota) pojawia się tu także Claudia Brücken z innego niemieckiego projektu – Propaganda. W podobnym, typowym dla OMD klimacie utrzymany jest urokliwy numer Stay With Me oraz melodyjny Helen Of Troy (już z powodu samego tytułu porównywany do klasyka Joan Of Arc). Gorzej wypada singlowy, nieco bezbarwny Metroland, który bardziej pasowałby do repertuaru Kraftwerk niż romantycznych Anglików. Nieźle prezentuje się zamykająca płytę ballada, o stosownym tytule Final Song, z delikatnymi klawiszami i niemal operowym wokalem McCluskeya. Są też słabsze momenty, jak choćby ocierający się o tandetę Dresden, ale to norma na noworomantycznych krążkach i nie ma co narzekać, bo tych dobrych piosenek jest więcej. Płyta English Electric sprawia solidne wrażenie i stanowi całkiem udaną pozycję w dyskografii tej sympatycznej kapeli.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: