GOOD DEEDS
Dobre uczynki
2012, USA
komedia romantyczna, obyczajowy, reż. Tyler Perry
Oglądając „komedię romantyczną” na ogół wiemy, co będzie na końcu. Sztuką i wyzwaniem dla scenarzysty i reżysera jest tak namotać, by droga do tego końca była kręta, zawiła i pełna niespodzianek. Ostatni film Tylera Perry’ego nie bardzo spełnia te założenia. Wprawdzie olbrzym z Luizjany, ostatnio częsty kandydat do Złotej Maliny, gra tutaj lepiej niż w słabiutkim Alex Cross, ma też u boku atrakcyjną Thandie Newton (podobnie jak w niezłych Kolorowych ptakach), ale sama historia jest wyrwana z kosmosu. Oto bogaty pan Deeds, prezes wielkiej korporacji, nagle zakochuje się w sprztątającej w jego firmie samotnej matce, co zmusza go do przemyślenia swojego życia i zmiany jego priorytetów. Piękna bajeczka, ale w życiu to się raczej nie zdarza. Jeśli pominiemy ten aspekt – autorskie dzieło pana Perry’ego (człowiek orkiestra napisał scenariusz, wyreżyserował film, wyprodukował go i jeszcze zagrał główną rolę) można śmiało obejrzeć. Tym bardziej, że jest pełen ciekawych obserwacji życiowych (eksmitowana samotna matka, prymitywny obibok chory z zazdrości o sukcesy brata, który zawsze był oczkiem w głowie rodziny), w czym bardziej pasuje do profilu kina obyczajowego niż komedii. Ciepła historyjka o bardzo dobrym człowieku – stąd gra słów w tytule, który nasi spece przetłumaczyli jako Dobre uczynki, co brzmi lepiej niż Dobry pan Deeds, ale nie oddaje istoty filmu. Niby nic wielkiego, ale warto zobaczyć. Tylko proszę nie oczekiwać, że się ubawicie. To nie jest komedia, nawet jeśli tak jest klasyfikowana.