FOR GREATER GLORY: THE TRUE STORY OF CRISTIADA Cristiada

Greater Glory Cristiada recenzja Longoria GarciaFOR GREATER GLORY: THE TRUE STORY OF CRISTIADA
Cristiada

2012, Meksyk
dramat, historyczny, reż. Dean Wright

Cristiada, która po wielu perypetiach wreszcie trafia na polskie ekrany, to najdroższa produkcja meksykańskiego kina z iście hollywoodzką obsadą (m.in. Andy Garcia, Eva Longoria). Opowieść oparta na faktach przypomina czasy sprzed niemal wieku, kiedy to rząd Meksyku wypowiedział otwartą wojnę kościołowi. Tępiono wszelkie objawy katolicyzmu, zamknięto wszystkie świątynie, zabijano księży, popełniano masowe zbrodnie na katolikach. Do walki za wiarę stanęli zwykli mieszkańcy, zwani cristeros (wojownicy Chrystusa), którzy pod wodzą ateisty (!) generała Gorostiety zmienili się w regularne wojsko i stawili czoła oddziałom prezydenta Callesa, śmiertelnego wroga kościoła katolickiego, który którego celem było zniszczenie religii w Meksyku. W trzyletniej wojnie o nazwie Cristiada (1926-29) zginęło ok. 90 tysięcy ludzi. Walka narodu meksykanskiego stała się symboliczna – prawo do wyznawania wiary katolickiej było symbolem wolności, którą prezydent brutalnie i jednostronnie ograniczał. Powstanie było nieuniknione. Tyle historia.
   Pierwsze dekady XX wieku to były mroczne czasy (nie tylko rządy socjalistów w Meksyku, ale także wojna domowa w Hiszpanii, tępienie katolików w bolszewickiej Rosji) i dobrze, że powstał film, który je przypomina, bo dużo ludzi nawet nie miało pojęcia o tych wydarzeniach. Na ile rzetelnie są pokazane – to już inna sprawa (zawarcie w oryginalnym tytule dopisku „prawdziwa historia Cristiady” jest pewnym nadużyciem). Ja zawsze mówię, że to nie film dokumentalny i dlatego nie szukam pełnej prawdy historycznej, bo przecież każde wydarzenie można dowolnie interpretować – przykładów tego nie brakuje ostatnio w Polsce. Oczyma wyobraźni już widzę, jak polski kołtun wychodzi spod szafy, już słyszę te gorące dyskusje zakłamanych „prawdziwych Polaków”, którzy są gotowi umierać za wiarę i bronić pozornie ciemiężonego w Polsce kościoła, a jednocześnie nienawidzą innych tak mocno, jak tylko katolicy znad Wisły potrafią. No może nie tylko, bo kiedyś konkwistadorzy w imię Chrystusa masowo mordowali myślących i wierzących inaczej. Film Deana Wrighta na pewno podzieli ludzi i nie unikniemy dyskusji z aluzjami do krajowej polityki. Dlaczego? Ponieważ przedstawiona w malowniczy sposób historia jest płaska i jednowymiarowa, której zdecydowanie bliżej do kina stricte religijnego niż do śledzonej z wypiekami na twarzy opowieści przygodowej. Stąd też zapewne kłopoty z dystrybucją Cristiady w Europie – trafia do nas rok po watykańskiej premierze. Jest to bowiem obraz idący całkowicie wbrew trendom współczesnego świata, gdzie nie ma miejsca dla Boga i bohaterskich katolików.
   Żeby nie było nieporozumień – jak na Meksyk to bardzo efektowne, pełne rozmachu kino, ze świetnymi zdjęciami i dobrym aktorstwem (to może nie końca, ale Andy Garcia daje radę), lecz banalne dialogi i powtarzane co chwila „Niech żyje Chrystus Król” może naprawdę zirytować nawet gorliwego katolika. Co za dużo to niezdrowo. Poziom patosu i nadęcia jest zbyt wysoki, a uczynienie głównym bohaterem małego chłopca gotowego umierać za wiarę – naiwne i nierealistyczne. Podobnie zresztą jak przedstawienie armii prezydenta jako bandy frajerów, którzy nie potrafią walczyć ani strzelać, za to łatwo dają się zabijać chłopskim amatorom. Takie przegięcia są w tym filmie wszechobecne i to trochę przeszkadza w jego dobrym odbiorze. Jednak to kawał historii, którą należy znać i choćby dlatego Cristiadę powinno się obejrzeć. Pamięć o ludobójcach powinna przetrwać bez względu na to, czy zabijali z Chrystusem na ustach, czy po to, by wymazać jego nazwisko z historii kraju.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: