10 YEARS
10 lat
2011, USA
obyczajowy, komedia, reż. Jamie Linden
Spotkania po latach mają to do siebie, że są fascynujące dla uczestników (którzy razem wiele przeżyli, mają wiele wspólnych wspomnień) i obojętne lub wręcz nudne dla ludzi z zewnątrz. Dokładnie taki sam jest debiut reżyserski Jamie Lindena, opowiadający o spotkaniu grupy licealistów 10 lat później. Jak to zwykle bywa w amerykańskich filmach – wszystkie kobiety są piękne i bardzo atrakcyjne, bo tam w szkołach przecież nie ma dziewczyn otyłych czy choćby przeciętnej urody. Spotkanie jest doskonałą okazją do reminiscencji, po kilku drinkach również drwin i wygłupów, dla niektórych także do refleksji. Widać, że aktorzy na planie doskonale się bawią – niestety trudno powiedzieć to samo o widzach. Dowcipy są średnie (może poza pomysłem obrzucenia papierem toaletowym drzewa przy domu jednej z koleżanek), fabuła praktycznie żadna, mamy tylko rozmowy, rozmowy i kolejne rozmowy. Nieważne, kto jest kim czy kto w kim się podkochiwał – to oczywiste, że pewne uczucia z lat szkolnych odżywają, co prowadzi do konfliktów z obecnymi partnerami. Film po prostu nie jest dobrze zrobiony, nie wciąga, nie intryguje ani nie potrafi rozbawić widza. Przypomina bardziej scenkę obyczajową niż komedię. Nie pomaga niezła obsada (Channing Tatum, Rosario Dawson, Jenna Dewan-Tatum), bo trudno się wykazać w tłumie przy nudnym scenariuszu, ani obserwacje reżysera, które są oczywiste i bez tego filmu. Ludzie żyją w iluzji, starają się zrobić wrażenie, pozują na lepszych niż są w rzeczywistości. Ot, życie.
Nie żałuję czasu przeznaczonego na seans, ale zdecydowanie można go było lepiej spożytkować. Nie polecam oglądania tego filmu. Jest przegadany i właściwie o niczym, a kilka ładnych twarzy nie rekompensuje miałkości scenariusza.
Nie żałuję czasu przeznaczonego na seans, ale zdecydowanie można go było lepiej spożytkować. Nie polecam oglądania tego filmu. Jest przegadany i właściwie o niczym, a kilka ładnych twarzy nie rekompensuje miałkości scenariusza.