ERIC CLAPTON
Old Sock
2013





Kim jest Eric Clapton i jaki jest jego dorobek chyba nie muszę pisać. O jego gitarowym kunszcie i kompozytorskiej niemocy wspomniałem recenzując niedawno specjalne wydanie albumu Slowhand, który był wielkim sukcesem komercyjnym artysty, a przecież poza trzema piosenkami niczym nie zachwyca. Taki jest właśnie Eric. Potrafił porywająco grać na koncertach, ale jego kompozycje były często mdłe i nijakie. Na nowym albumie Clapton, który dzisiaj kończy 68 lat, postanowił sięgnąć do przeszłości i przypomnieć piosenki, na których się wychował, i artystów, którzy go inspirowali. Mamy więc kompozycje m.in. Petera Tosha, Otisa Reddinga, George’a i Iry Gershwinów, Taj Mahala i Gary’ego Moore’a, nieodżałowanego przyjaciela jubilata (Still Got The Blues nawet w takiej wersji ma swój urok). Nie zabrakło też miejsca dla dwóch premierowych kompozycji (nie wiadomo, po co, bo skoro miały być covery, to trzeba być konsekwentnym), napisanych przez współpracowników artysty, oraz całej plejady zaproszonych gości (Chaka Khan, JJ Cale, Paul McCartney, Steve Winwood). Wiekowe utwory, wiekowi artyści i odpowiednio dobrany tytuł nowego albumu: Stara skarpetka. Brawo za dystans i poczucie humoru. Zarazem za trafny komentarz do zawartości płyty. Ludziom w wieku 90-100 lat na pewno się spodoba.
Nigdy nie wiem, co z takimi albumami robić. Radosnymi (popatrzcie na jego minę na okładce), dobrymi warsztatowo, ale z kompletnie innej bajki. Mam chwalić Claptona za zasługi? Nie, bo oceniam nowy krążek. Za zasługi Clapton ma renomę i pokaźne konto w banku. Dzięki temu może eksperymentować, bawić się muzyką i wypuszczać tak nudne krążki jak Old Sock. Jasne, że niektóre interpretacje spryczałych piosenek są radosne/żywiołowe/pogodne/miłe itd. Czasem nawet lepsze od oryginału. Ale od jednego z najwybitniejszych gitarzystów rockowych oczekuję odrobiny szaleństwa, a nie kilku smętnych piosenek na emerycką potańcówkę w remizie. Przecież nawet w wieku 68 lat jeszcze można, wielu muzyków to udowodniło. Zapewne naczytam się, że to wspaniałe wersje, że Clapton jak zwykle uwodzi, i innych podobnych bzdur. Nieprawda. Ja tego nie kupuję. Czekam na prawdziwą autorską płytę, bo nawet jeśli Eric nie jest wielkim kompozytorem ani wokalistą, to przecież potrafi czarować swoją grą. Na pewno zrobi to 7 czerwca w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie zagra w ramach wielkiej jubleuszowej trasy na 50-lecie pracy artystycznej. Okazja piękna, rozumiem reminiscencje i rozrachunek z przeszłością, ale stare skarpetki trzeba czym prędzej wyprać.
Nigdy nie wiem, co z takimi albumami robić. Radosnymi (popatrzcie na jego minę na okładce), dobrymi warsztatowo, ale z kompletnie innej bajki. Mam chwalić Claptona za zasługi? Nie, bo oceniam nowy krążek. Za zasługi Clapton ma renomę i pokaźne konto w banku. Dzięki temu może eksperymentować, bawić się muzyką i wypuszczać tak nudne krążki jak Old Sock. Jasne, że niektóre interpretacje spryczałych piosenek są radosne/żywiołowe/pogodne/miłe itd. Czasem nawet lepsze od oryginału. Ale od jednego z najwybitniejszych gitarzystów rockowych oczekuję odrobiny szaleństwa, a nie kilku smętnych piosenek na emerycką potańcówkę w remizie. Przecież nawet w wieku 68 lat jeszcze można, wielu muzyków to udowodniło. Zapewne naczytam się, że to wspaniałe wersje, że Clapton jak zwykle uwodzi, i innych podobnych bzdur. Nieprawda. Ja tego nie kupuję. Czekam na prawdziwą autorską płytę, bo nawet jeśli Eric nie jest wielkim kompozytorem ani wokalistą, to przecież potrafi czarować swoją grą. Na pewno zrobi to 7 czerwca w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie zagra w ramach wielkiej jubleuszowej trasy na 50-lecie pracy artystycznej. Okazja piękna, rozumiem reminiscencje i rozrachunek z przeszłością, ale stare skarpetki trzeba czym prędzej wyprać.