WILL
Will
2011, Wielka Brytania
dramat, reż. Ellen Perry





Chyba każdy kibic piłkarski w Polsce pamięta finał Ligi Mistrzów z 2005 roku. 25 maja w Stambule skazany na pożarcie Liverpool postawił się wielkiemu Milanowi. Do przerwy przegrywał 0:3, ale po zmianie stron stał się prawdziwy cud. Anglicy nie tylko wyrównali, ale zwyciężyli po serii rzutów karnych. Bohaterem spotkania został bramkarz Jerzy Dudek wykonujący swój słynny „Dudek’s Dance”, który tak dekoncentrował rywali, iż nie byli w stanie skutecznie egzekwować jedenastek. Właśnie wokół tego wydarzenia zbudowano fabułę filmu Will. 11-latek (Perry Eggelton) jest wielkim fanem Liverpoolu i chodzącą encyklopedią wiedzy o klubie. To jedyna jego frajda w bezbarwnym życiu za murami klasztoru. Ale to życie nabiera kolorów wraz z nieoczekiwaną wizytą ojca (Damian Lewis), który ma bilety na finał w Stambule i zamierza zabrać tam syna. Realizację planów przerywa jego nagła śmierć. Zrozpaczony chłopak ucieka z przybranego domu i wyrusza w heroiczną podróż po Europie, by dotrzeć na upragniony mecz i w ten sposób uczcić pamięć ojca.
Historia prosta i banalna, jednakże zarazem miła i ciepła w odbiorze, idealna do obejrzenia przez każdego ojca wraz z nastoletnim synem. Pozycja obowiązkowa dla fanów Liverpoolu, ale nie tylko. Ellen Perry bardzo umiejętnie wplata w swą opowieść niektórych piłkarzy The Reds, nadając swojej baśni pozory realizmu. Oczywiście sama historia jest mocno wyidealizowana, ale taka miała być z założenia. Potrafi wzruszyć i wywołać uśmiech na twarzy, a to niełatwe, zwłaszcza w kinie familijnym. A hymn Liverpoolu You’ll Never Walk Alone, odśpiewany przez kilkadziesiąt tysięcy gardeł, robi naprawdę niezapomniane wrażenie. Niemniej uczciwie przyznam, że ludzie ignorujący futbol mogą się nieco wynudzić – nie zrozumieją pasji chłopca ani sensu jego wyprawy. Ale wszyscy pozostali powinni się dobrze bawić.
Historia prosta i banalna, jednakże zarazem miła i ciepła w odbiorze, idealna do obejrzenia przez każdego ojca wraz z nastoletnim synem. Pozycja obowiązkowa dla fanów Liverpoolu, ale nie tylko. Ellen Perry bardzo umiejętnie wplata w swą opowieść niektórych piłkarzy The Reds, nadając swojej baśni pozory realizmu. Oczywiście sama historia jest mocno wyidealizowana, ale taka miała być z założenia. Potrafi wzruszyć i wywołać uśmiech na twarzy, a to niełatwe, zwłaszcza w kinie familijnym. A hymn Liverpoolu You’ll Never Walk Alone, odśpiewany przez kilkadziesiąt tysięcy gardeł, robi naprawdę niezapomniane wrażenie. Niemniej uczciwie przyznam, że ludzie ignorujący futbol mogą się nieco wynudzić – nie zrozumieją pasji chłopca ani sensu jego wyprawy. Ale wszyscy pozostali powinni się dobrze bawić.