FOALS Holy Fire

Foals Holy Fire recenzjaFOALS
Holy Fire
2013

Foals to jeden z popularniejszych indie-rockowych zespołów w Wielkiej Brytanii, efektownie mieszających rock alternatywny z elektroniką i popem (mówi się też, że grają dance-punk z elementami techno – cokolwiek to znaczy). 11 lutego ukazał się trzeci album muzyków z Oxfordu, poprzedzony dwoma singlami, które wprowadziły sporą konsternację. O ile Inhaler to stricte rockowy, dynamiczny numer, który sami członkowie Foals określili jako „elektryzujący, szamanistyczny, mogący oczyścić duszę i wskrzesić umarłych”, o tyle My Number to zwykła, prosta, popowo-taneczna piosenka. Niestety Holy Fire jest bliższy właśnie tego typu klimatom. Foals mieszają wiele gatunków (blues, folk, hip-hop, dance, pop, stoner rock, itp.) pokazując różne możliwe twarze niezależnego rocka, jednak przez to album nie jest spójny i stwarza wrażenie przypadkowego zbioru piosenek, z których żadna na dłużej nie zostaje w pamięci. Poza jedną. Najdłuższa w zestawie Late Night to prawdziwy majstersztyk. Absolutne zaskoczenie, że na tak przeciętnej płycie może znaleźć się piosenka doskonała, prawdziwa wisienka na niezbyt smacznym torcie. Narastająca konstrukcja utworu, perfekcyjne brzmienie, delikatna gitara w tle z rozszalałą partią w końcówce, pulsujący bas i subtelny, kojący wokal Yannisa. Szkoda, że panowie nie poszli w tym kierunku bo przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni. Na wyróżnienie zasługuje także otwierający całość, pełniący rolę wstępu Prelude – utwór rozkręca się powoli, jest bardzo klimatyczny, trochę skręca w kierunku Pink Floyd tworząc delikatny nastrój. Zaraz po nim następują wspomniane wyżej singlowe numery i czar pryska. Podobnie jak po Late Night nie ma już żadnej ciekawej kompozycji. Przeciętne i monotonne Out Of The Woods, łupane Providence ani bezpłciowe i mdłe Moon nie zasługują na wspomnienie.
   Widziałem kilka entuzjastycznych recenzji więc powtórzę, co pisałem przy albumie The Seer Swans – sztuka przybiera rozmaite formy i może być różnie definiowana. Jeśli dla kogoś zmienność nastrojów w poszczególnych nagraniach (porównajcie chocby pierwsze trzy kompozycje) jest zaletą albumu – Holy Fire jest dla niego. Dla mnie to wada i to poważna, tym bardziej że utwory są po prostu nijakie. Albo „świetne inaczej”. W każdym razie ja tego nie kupuję. Z jednym genialnym wyjątkiem, ale to trochę za mało nawet na trzy gwiazdki.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: