QUIDAM Saiko

Quidam Saiko recenzjaQUIDAM
Saiko
2012

Od czasu świetnego debiutu w 1996 roku, jeszcze z Emilią Derkowską w składzie, mam spory sentyment do tej inowrocławskiej grupy. Nawet dzisiaj gdy słucham Sanktuarium, przeżywam podobne emocje jak kilkanaście lat temu. Wtedy był to najciekawszy polski zespół artrockowy. Później bywało różnie. W 2003 roku Emilia odeszła, w jej miejsce zatrudniono Bartosza Kossowicza i Quidam stracił swój urok. Zespół wydał trzy nie najlepsze, anglojęzyczne płyty i chyba sam zauważył, że coś trzeba zmienić, bo zamilkł na całe 5 lat. To bardzo długo, chociaż i tak daleko do niechlubnego rekordu zaniechań, jaki dierży Edyta Bartosiewicz. Quidam powrócił w 2012 roku z płytą Saiko. Znakomitą i różnorodną. Kontrowersyjną, bo grupa nieco zmieniła stylistykę. Polską – bo wreszcie polski zespół śpiewa dla Polaków po polsku. Od razu dodam, że to chyba najlepsza wiadomość, bo w warstwie literackiej Saiko zachwyca tak samo, jak w muzycznej. To album najbardziej dopracowany w całej historii Quidam. Dopieszczony brzmieniowo w każdym szczególe.
   Płyta dociera powoli. Docenia się ją coraz bardziej z każdym kolejnym przesłuchaniem. Pierwsze wrażenie niepokoi – dziwna okładka, krótkie piosenki zamiast długich, rozbudowanych dzieł artrockowych. Jednak wszystkie obawy okazały się płonne. To nadal ta sama muzyka, tylko zagrana nowocześniej, ze świeżym podejściem do tematu. Łącznikami pomiędzy poszczególnymi piosenkami są cztery pełne emocji formy instrumentalne (…lato, …jesień, …zima, …przedwiośnie), z których ta pierwsza to najpiękniejsza kompozycja na płycie (pastelowa gitara, delikatny fortepian – miodzio). Mój ulubiony utwór to sPotykanie – cudowna, nastrojowa i klimatyczna piosenka, za sprawą głosu Bartka pełna tęsknoty i nostalgii. Ale Quidam to zespół rockowy i potrafi grać znacznie ostrzej. Posłuchajcie wirtuozerskich połamańców rytmicznych…przedwiośniu albo sabbathowskiego riffu w piosence Walec, jedynej zaśpiewanej po angielsku. Walec jedzie tylko przez chwilę bowiem fragmenty cięższe celowo kontrastują z lekkim refrenem delikatnie śpiewanym przez Natalię Grosiak z Mikromusic. Jest jeszcze bardzo osobista kompozycja tytułowa czy otwierający płytę Haluświaty – dobra melodia, mocna gitara, świetny bas, pobrzmiewający w tle flet, wyrazisty wokal. Czego trzeba więcej?
   Oczywiście są na Saiko także momenty mniej frapujące, przeciętne, ale nie zmienia to faktu, że Quidam nagrał piękną, przestrzenną płytę, na jaką czekałem wiele lat. Zespół nieco zmienił podejście do muzyki nie tracąc jednak własnej tożsamości. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że skoro muzycy wkroczyli na właściwą ścieżkę, to nie każą nam czekać 5 lat na następny album. Oby tak dobry jak Saiko.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: