BLACK WATER
Martwa rzeka
2007, Australia
thriller, reż. David Nerlich, Andrew Traucki
Aż dwóch panów się napracowało nad tym filmem. Kraj pochodzenia – Australia. Już sam ten fakt nie napawał mnie optymizmem, ale każdemu trzeba dać szansę. Dałem i… przegrałem. Martwa rzeka to niskobudżetowy horror klasy B, oparty na faktach, które z pewnością były dramatyczne, ale co z tego? Oceniam film, nie traumę siedzących na drzewie ludzi, a ten ciągnie się jakby nie miał końca. Obserwujemy trójkę przyjaciół płynących łódką po bagnistej rzece w północnej Australii. Byli spragnieni przygody i kontaktu z naturą. Gdy łódka zostaje wywrócona przez kilkumetrowego krokodyla, młodzi ludzie zmuszeni są szukać schronienia na wystającym z wody pobliskim drzewie. Problem polega na tym, że na tym drzewie siedzą przez większość filmu. I to właściwie tyle. Dzieje się niewiele, krokodyla widać tylko chwilami, a do tego gad jest zupełnie niekonsekwentny. I chyba tylko tym możemy się ekscytować: kogo zje, a kogo wypuści? Trafił się niezwykle wybredny krokodyl smakosz.
Nie neguję, że ludzie musieli przeżyć straszny horror siedząc na drzewie i czekając na śmierć. Z drugiej strony wiemy, że ktoś musiał przeżyć, by tę historię opowiedzieć, więc już nie jest tak strasznie. Jednak abstrahując od grozy sytuacji trzeba powiedzieć, że film nie potrafi ani zainteresować, ani wystraszyć, a dłużyzny scenariusza są trudne do wytrzymania. Oczywiście możemy się rozkoszować licznymi ujęciami okolicznych drzew i brudnej rzeki (bo o dialogach nie ma co wspominać). Ewentualnie obstawiać, kto będzie następny. Ale mówiąc poważnie: szkoda czasu na ten film. Mógłby zainteresować co najwyżej jako półgodzinny reportaż.
Nie neguję, że ludzie musieli przeżyć straszny horror siedząc na drzewie i czekając na śmierć. Z drugiej strony wiemy, że ktoś musiał przeżyć, by tę historię opowiedzieć, więc już nie jest tak strasznie. Jednak abstrahując od grozy sytuacji trzeba powiedzieć, że film nie potrafi ani zainteresować, ani wystraszyć, a dłużyzny scenariusza są trudne do wytrzymania. Oczywiście możemy się rozkoszować licznymi ujęciami okolicznych drzew i brudnej rzeki (bo o dialogach nie ma co wspominać). Ewentualnie obstawiać, kto będzie następny. Ale mówiąc poważnie: szkoda czasu na ten film. Mógłby zainteresować co najwyżej jako półgodzinny reportaż.