EUROPE Bag Of Bones

Europe Bag Of Bones recenzjaEUROPE
Bag Of Bones
2012

Z czym się kojarzy szwedzki zespół Europe? Oczywiście z megahitem The Final Countdown, zamordowanym przez stacje radiowe w latach 80. Trudno będzie znaleźć recenzję nowej płyty kwintetu, w której nie pada ten tytuł. Jednak tamte lata to już odległa historia. Europe rozpadł się w 1992 roku i miał kilkanaście lat przerwy. Powrócił dopiero jesienią 2004 wraz z premierą albumu Start From The Dark. Rzeczywiście, po latach ciemności panowie wystartowali zupełnie od nowa. W odmienionym składzie i z muzyką znacznie cięższą niż prezentowany wcześniej glam metal. Mało kto ten powrót zauważył – a szkoda, bo to już zupełnie inny zespół, wart uwagi i szacunku, który z każdą kolejną odsłoną jest coraz lepszy. Najlepszym przykładem rozwoju muzycznego jest najnowszy album Szwedów Bag Of Bones.
Europe wrócił do korzeni hard rocka i nagrał swój najlepszy krążek, dopracowany i dopieszczony brzmieniowo w najdrobniejszych szczegółach. Temu akurat nie ma się co dziwić – producentem jest Kevin Shirley, znany ze współpracy z Aerosmith, Led Zeppelin, Rush, Iron Maiden, Slayer, Dream Theater, Black Country Communion (pisałem o nim recenzując niedawno Afterglow) i samego mistrza gitary Joe Bonamassy, który nawet gościnnie wystąpił i zagrał solówkę w świetnym utworze tytułowym Bag Of Bones. To pod wpływem Bonamassy, jak wielokrotnie zapewniał wokalista Joey Tempest, Europe powrócił do bardziej bluesrockowego grania. To dlatego Bag Of Bones przywołuje najlepsze skojarzenia z tuzami rocka, zwłaszcza Led Zeppelin (Drink And A Smile) i Deep Purple (Demon Head). Trudno tu znaleźć słabe nagrania, bo ich po prostu nie ma. Łatwiej wskazać te najlepsze, umieszczone w pierwszej połowie wydawnictwa. Dynamiczny i melodyjny Riches To Rags, ze świetnym riffem i szaloną solówką gitarową Johna Noruma (jedną z wielu) znakomicie otwiera album, a potem jest jescze lepiej: Not Supposed To Sing The Blues to bluesrockowy majstersztyk, dodatkowo okraszony orientalnymi klawiszami. Miodzio. Podobnie jak mocny i dostojny My Woman My Friend z intrygującym motywem fortepianowym i ciężką jak lokomotywa gitarą. O kompozycji tytułowej wspomniałem wcześniej. Czy są ballady koszmarki, od których Europe powinien raczej trzymać się z daleka? Nie ma! Jest tylko jedna pościelówa na samym końcu (zalatuje solowym Bon Jovim), ale ponieważ tylko jedna, więc można darować. I bez tego soczystej, rockowej muzyki jest tu dostatecznie dużo. Jeśli ktoś jeszcze nie zna nowego oblicza kapeli Tempesta – najwyższy czas nadrobić zaległości. W życiu bym nie przypuszczał, że dam cztery gwiazdki albumowi grupy Europe. A jednak!
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: