
W jednym z postanowień noworocznych obiecałem sobie zdecydowanie mniej zajmować się polityką w 2013 roku. Mniej się denerwować i angażować, a krótkie teksty pisać jedynie wtedy, gdy politycy ewidentnie robią nam wodę z mózgu. Dokładnie to ma miejsce teraz przy okazji sprawy i wyroku na
doktora Mirosława G., przestępcę numer jeden IV RP, z zaangażowaniem ogromnych środków ściaganego przez Ziobrę i jego służby.
Sąd uniewinnił oskarżonego z większości zarzutów, uznając jednak winę przyjęcia korzyści majątkowych w kwocie ponad 17 tyś. zł. Krótko mówiąc
facet brał łapówki (lub tzw. dowody wdzięczności) od pacjentów, co jest jak najbardziej naganne i karygodne. Problem jednak nie w tym, co udowodniono i zasądzono, bo ten temat jakoś dziwnie umyka w wypowiedziach posłów PiS i Solidarnej Polski. Sędzia ogłaszając uzasadnienie wyroku
przywrównał metody Ziobry i jego CBA do tych stosowanych w czasach stalinowskich. To jest temat numer jeden. Jak bezstronny sędzia mógł tak źle ocenić rządy PiSu? Już Kamiński domaga się kary dyscyplinarnej, a Błaszczak ogłasza konieczność interwencji prokuratora. Ręka podniesiona na PiS musi być odcięta! To oczywista oczywistość! Otóż drodzy panowie z PiSu i Pis-bisu: wiem, że prawda boli i teraz trzeba zamydlać oczy ludziom mówieniem o tajności działań operacyjnych itp. Pod płaszczykiem tej tajności w celach politycznych łamaliście prawa obywatelskie, poniewieraliście ludzi i wrabialiście w przestępstwa, byle tylko móc udowodnić i pokazać ten mityczny „układ”, który był obsesją prezesa, a istniał tylko w jego chorej głowie. Teraz, gdy jeden sędzia miał odwagę powiedzieć prawdę (zaledwie ułamek prawdy), próbujecie rozmyć problem stawiając się, jak zwykle zresztą, w roli ofiary – partii niesłusznie poniewieranej przez nieprzyjazne media. A przecież dyskusja nie powinna dotyczyć słów sędziego, nawet jeśli porównanie było zbyt mocne i dosadne. Powinniśmy rozmawiać
o służbach specjalnych i ich bezprawnym wykorzystywaniu po to, by osiągnąć sukces polityczny. To jest prawdziwy problem, ale o tym nie chcecie rozmawiać. Bo co mielibyście powiedzieć? Przepraszamy? Nie znacie tego słowa. Zaszczuto faceta, bo brał niewielkie łapówki? Zaangażowano cały aparat państwa na niespotykaną skalę po to, by udowodnić winę na 17 tyś. zł? Przypomina to wycięcie drzewa po to, by wystrugać jedną zapałkę.
Mamy zapałkę, zrobiliśmy ją – krzyczą dumnie i solidarnie panowie z PiS i Solidarnej Polski. No tak, zgoda, ale czy trzeba było poświęcać całe drzewo? To jest problem tego wyroku na doktora G., nazwanego przez mistera elegancji PiS Joachima Brudzińskiego
„ordynarnym, wręcz parszywym łapówkarzem” (parszywy to jest raczej język posła RP, który tak się wyraża o innym człowieku). To jest sprawa, o której PiS nie chce mówić i woli zamydlać oczy innym tematem. Nic dziwnego – po tym, co PiS wtedy wyprawiał, powinien zapaść się pod ziemię ze wstydu. Przypomnę młodym ludziom, że w roli głównej wystąpiło
trzech tenorów: Jarosław Kaczyński – decydent we wszystkich sprawach, Zbigniew Ziobro – wtedy minister (nie)sprawiedliwości i główny prokurator w jednej osobie, i Mariusz Kamiński, ówczesny szef CBA, obecnie wiceprezes PiS, który już zapowiedział, że złoży wniosek o postępowanie dyscyplinarne wobec sędziego Tulei (to on prowadził proces kardiochirurga i wyraził kontrowersyjną opinię oskarżającą IV RP o niedopuszczalne metody działania CBA za rządów PiS). Brawo chłopaki. Ścigajcie teraz sędziów i wszystkich, którzy myślą inaczej niż wy. Mam nadzieję, że ludzie mają swój rozum i nie dadzą się nabrać na wasze sztuczki i
odwracanie kota ogonem, w czym – co muszę przyznać, jesteście niezrównani.