ERIC CLAPTON
Slowhand (Deluxe Edition)
2012
R2R
Wydany oryginalnie w listopadzie 1977 roku album Slowhand był największym sukcesem komercyjnym Erica Claptona w latach siedemdziesiątych. Slowhand (dosłownie: wolna ręka) to estradowy przydomek Claptona, który zawsze grał jakby od niechcenia, powoli, nie ścigał się z konkurentami w szybkości gry na gitarze. Album zawiera trzy wielkie przeboje: Lay Down Sally, utwór J.J.Cale’a Cocaine (który od tego albumu stał się klasykiem Claptona), oraz ten najlepszy, najpiękniejszy, najbardziej znany, napisany specjalnie dla Patti Boyd (do 1977 roku żona George’a Harrisona, którą Clapton poślubił dwa lata później) Wonderful Tonight. Z okazji 35-lecia tego wydawnictwa Universal przygotował specjalną, cyfrowo zremasterowaną edycję albumu z dodanymi, dotychczas niewydanymi utworami, zarejestrowanymi podczas oryginalnych sesji do Slowhand, oraz zapisem koncertu w londyńskim Hammersmith Odeon z kwietnia 1977. W zasadzie chciałbym się skupić na tej drugiej części wydawnictwa.
Reedycję Slowhand przygotowano bardzo starannie. Oprócz oryginalnej płyty do wyboru jest winyl, box 3CD/DVD/LP oraz wersja 2CD, tzw. Deluxe Edition. Eleganckie, kartonowe wydanie (charakterystyczne dla tej ciekawej serii, w ramach której ukazało się już bardzo wiele kolekcjonerskich edycji) zawiera dodatkowy krążek z londyńskim koncertem Claptona. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Slowhand sam w sobie to album przeciętny, tak jak praktycznie większość dzieł mistrza gitary. Poza wspomnianymi hitami pozostałe kompozycje są raczej mdłe i nijakie. Softrockowe granie bez wielkiego polotu, które jednym uchem wchodzi i drugim natychmiast wylatuje. Uznawany za jednego z najlepszych gitarzystów świata Eric Clapton właściwie nigdy nie nagrał płyty na miarę swojego wielkiego talentu. Przez liczne romanse, problemy alkoholowe i narkotykowe artysta często popadał w niemoc twórczą, dlatego wartościowe są tylko jego pojedyncze nagrania. Ale ten człowiek zmieniał się, jak za dotknięciem różdżki, gdy wychodził na estradę. Tam było jego miejsce, tam był sobą i dlatego do dzisiaj gromadzi tłumy na swoich koncertach. Posłuchajcie Slowhand, a zaraz potem nastawcie drugi, koncertowy krążek, i natychmiast zrozumiecie, o co chodzi. Za ten drugi dysk dodaję co najmniej jedną gwiazdkę do mojej oceny. 9 długich utworów, z klasykami Badge, Layla, Knocking On Heaven’s Door na czele. Jest też 12-minutowa wersja Stormy Monday i jeszcze dłuższa marleyowskiego klasyka I Shot The Sheriff z mocno rozbudowanymi solówkami gitarowymi, za które Claptona nie sposób nie kochać. Jeśli więc kogoś nie do końca przekonał album Slowhand, wersja Deluxe Edition z pewnością go zadowoli. Swoją drogą wciąż ukazujące się atrakcyjne reedycje każą powątpiewać w sens nabywania normalnych wydań, bo i tak potem trzeba je będzie wymienić. Ciężkie jest życie kolekcjonera….