ATM Bankomat

ATM Bankomat recenzjaATM
Bankomat

2012, Kanada, USA
thriller, reż. David Brooks
altaltaltaltalt

Chris Sparling to scenarzysta dość specyficzny, lubiący małe przestrzenie. Dwa lata temu pogrzebał Ryana Reynoldsa żywcem w trumnie, tym razem dał bohaterom nieco więcej miejsca – postanowił zamknąć ich w budce z bankomatem. Co z tego wyszło? Film jeszcze bardziej absurdalny niż Pogrzebany. Jego treść można w zasadzie skwitować jednym zdaniem – trójka znajomych z pracy wstępuje późnym wieczorem do bankomatu, gdzie zostają uwięzieni przez tajemniczego, zakapturzonego mordercę. Niezły pomysł, historia nietuzinkowa, ale kompletnie zabita przez szczegóły, które są przecież bardzo ważne w kameralnym filmie, którego akcja dzieje się w jednym miejscu i gra raptem troje aktorów (bo zakapturzonego niewiadomokogo trudno nazwać aktorem). Przeszkadzają nie tylko błędy reżyserskie typu brak pary z ust na mrozie, ale przede wszystkim idiotyczny scenariusz i zero jakiejkolwiek logiki w zachowaniu bohaterów. Pan Sparling chyba był na niezłym haju gdy pisał scenariusz, bo na trzeźwo nie dałby rady. Dlaczego w nocy na ogromnym i pustym parkingu, młodzi ludzie nie podjeżdżają do bankomatu, tylko zostawiają auto w mroku kilkadziesiąt metrów dalej? Dlaczego policjant popełnia ten sam błąd? Do tego jest gapowaty i daje się łatwo zaskoczyć – chyba że kaptur bezszelestnie fruwa w powietrzu i dlatego nie słychać jego kroków… Dlaczego dwóch młodych byków boi się wyjść, bo na zewnątrz ktoś stoi i się im przygląda? Od razu wiadomo, że to psychopata? A nawet gdyby, to nie można uciec? Pobiec w trzech różnych kierunkach? Dlaczego boją się, że zamarzną, skoro są w środku, a morderca na zewnątrz? Prędzej on zamarznie, bo stoi jak słup i się gapi. Skąd wziął się tam hydrant? Dlaczego nie działają komórki (to typowe w filmach)? Dlaczego… Pytania można mnożyć, ale po co? Chyba sami twórcy nie bardzo wiedzieli, jak się z tych wszystkich bzdur wyplątać, więc postanowili… nie zakończyć akcji. Nie dowiemy się więc, dlaczego wszędobylski kapturowiec mordował. Na końcu coś tam kreśli, rysuje – widać, że świetnie zaplanował stanie na mrozie, jakby co najmniej napadał na Bank Rezerw Federalnych, a nie tylko zabijał przypadkowych ludzi.
   Mimo tego całego narzekania dzielnie obejrzałem film do końca, bo w pewnym momencie stał się wręcz zabawny, a powinnienem się przecież bać. Niestety, bać się nie ma czego. Byłem jednak ciekaw kolejnych niedorzecznych pomysłów zidiociałego młodzieńca uwięzionego we własnym strachu, jak również jakiegoś wyjaśnienia całej sytuacji. Na koniec zostałem zrobiony w konia, bo nic się nie wyjaśniło. Może więc będzie druga część?
   Czy można zrobić emocjonujący film oparty na podobnym pomyśle? Można. Weźmy choćby Telefon z Colinem Farrellem. Jeden facet, a ile emocji. Tutaj mamy trójkę ludzi, a emocji tyle co kot napłakał. Ale David Brooks to nie Joel Schumacher, z kolei Sparlingowi też daleko do Cohena.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: