POWDER BLUE
Błękitny deszcz
2009, USA
dramat, reż. Timothy Linh Bui
Twórca Błękitnego deszczu swoją wielowątkową opowieścią chyba bardzo chciał dorównać wspaniałemu Miastu gniewu, ale zupełnie mu się nie udało. Opowiada nam dramatyczną historię czwórki samotnych ludzi mieszkających w Los Angeles, których drogi na moment się przecinają. Każdy z bohaterów boryka się ze złymi wspomnieniami i musi podjąć radykalne decyzje. Były ksiądz Charlie (Forest Whitaker) marzy o śmierci. Jeździ z naładowanym pistoletem i 50 tysiącami dolarów, oferując je ludziom w zmian za zabicie go. Sam nie ma odwagi pociągnąć za spust. Jack (Ray Liotta) to były kryminalista, który właśnie wyszedł po 25 latach odsiadki. Desperacko szuka sensu życia, które na mocy wyroków boskich powoli dobiega końca. Rose (Jessica Biel, obecnie już Timberlake) – niedoszła aktorka, striptizerka z klubu nocnego, czeka na cud, który uratuje jej syna (w wyniku wypadku zapadł w śpiączkę) i odmieni jej życie. Wreszcie Qwerty, altruistyczny przedsiębiorca pogrzebowy, który popada w tarapaty finansowe. Każdy z nich tuż przed zbliżającym się Bożym Narodzeniem dostanie od życia jeszcze jedną szansę.
Pozornie wszystko gra – niezła obsada, dobre aktorstwo, ponura atmosfera, świetnie komponująca się z przedstawianymi problemami, ale mimo to czegoś tutaj brakuje. Może przeszkadza absurdalność sytuacji? Bo jak inaczej określić księdza, którego przytłacza ciężar minionych wydarzeń i zamiast szukać oparcia w Bogu, poszukuje frajera, który go zabije? Albo matkę, która rozbiera się w klubie, gdy jej dziecko umiera w szpitalu? Nawet jeśli uznam, że atutem obrazu jest mroczny, przygnębiający klimat, to cały efekt psuje idiotyczna, wydumana końcówka. Zamiast lekkiego niedopowiedzenia typowo hollywoodzki banał. Tym bardziej szkoda, że nawet jeśli niektóre postacie irytują (zwłaszcza ksiądz), to cała historia jest dobrze nakręcona i ciekawa. Mógłby to być świetny film, gdyby na siłę nie próbował wywołać skrajnych emocji, co raczej się nie udaje. Ja przynajmniej nie potrafiłem litować się nad którymkolwiek z czwóki wielce pokrzywdzonych. Każdy udaje bardziej biednego, niż jest w rzeczywistości, przez co traci na wiarygodności. Ale mimo tego narzekania nie jest aż tak źle i warto film obejrzeć. Ale mogło i powinno być znacznie lepiej.
Pozornie wszystko gra – niezła obsada, dobre aktorstwo, ponura atmosfera, świetnie komponująca się z przedstawianymi problemami, ale mimo to czegoś tutaj brakuje. Może przeszkadza absurdalność sytuacji? Bo jak inaczej określić księdza, którego przytłacza ciężar minionych wydarzeń i zamiast szukać oparcia w Bogu, poszukuje frajera, który go zabije? Albo matkę, która rozbiera się w klubie, gdy jej dziecko umiera w szpitalu? Nawet jeśli uznam, że atutem obrazu jest mroczny, przygnębiający klimat, to cały efekt psuje idiotyczna, wydumana końcówka. Zamiast lekkiego niedopowiedzenia typowo hollywoodzki banał. Tym bardziej szkoda, że nawet jeśli niektóre postacie irytują (zwłaszcza ksiądz), to cała historia jest dobrze nakręcona i ciekawa. Mógłby to być świetny film, gdyby na siłę nie próbował wywołać skrajnych emocji, co raczej się nie udaje. Ja przynajmniej nie potrafiłem litować się nad którymkolwiek z czwóki wielce pokrzywdzonych. Każdy udaje bardziej biednego, niż jest w rzeczywistości, przez co traci na wiarygodności. Ale mimo tego narzekania nie jest aż tak źle i warto film obejrzeć. Ale mogło i powinno być znacznie lepiej.