LEVANTE-REAL 1-2 Ważne zwycięstwo w meczu na wodzie

   Dzisiaj w Walencji oglądaliśmy prawdziwy horror piłkarski, bo nie sposób inaczej nazwać meczu zdziesiątkowanego Realu z dużyną Levante. Pozbawiony napastników zespół Królewskich (kontuzjowani są Benzema i Higuaín) musiał sobie radzić nie tylko z dobrze dysponowanym przeciwnikiem, ale przede wszystkim z niesprzyjającą aurą. W Walencji lało jak z cebra i murawa bardziej przypominała basen niż boisko piłkarskie. Na dodatek w drugiej minucie spotkania Navarro zaatakował łokciem Cristiano Ronaldo i rozciął mu łuk brwiowy. Mocno krwawiący zawodnik opuścił boisko i chociaż po 5 minutach wrócił do gry z opatrunkiem – na drugą połowę już nie wyszedł. Na szczęście w pierwszej zrobił to, co robi najlepiej – strzelił bramkę dającą prowadzenie. Mecz nie był ładnym widowiskiem, piłka co chwilę stawała w wodzie uniemożliwiając rozgrywanie akcji i niwelując atuty Królewskich. W drugiej połowie Los Blancos mieli kilka sytuacji na podwyższenie wyniku. Pepe trafił w poprzeczkę, Ramos piętą powtórzył wynik kolegi, lewonożny Di María w sytuacji sam na sam nie trafił w bramkę (może pora nauczyć się kopać prawą nogą?), a najlepszą okazję zmarnował Alonso nie wykorzystując rzutu karnego. W odwecie gospodarze wyrównali i zrobiło się nerwowo. Wszedł Kaka, ale był słabiutki. 10 minut przed końcem Mourinho zdecydował się wpuścić na boisko jedynego napastnika, jakiego miał na ławce – młodziutki Alvaro Morata z drużyny rezerw zmienił bezproduktywnego Özila. Trochę późno, ale dobre i to. Trudno wygrać mecz bez napastnika, panie trenerze, zwłaszcza przy tak mizernej skuteczności pozostałych. Morata zanotował wejście smoka – zdobył zwycięską bramkę w pierwszej swojej akcji! Duże brawa! Dzisiaj nie można było liczyć na piękno gry – ważne był trzy punkty, które pozwalały utrzymać dystans do Barcelony. Zadanie zostało wykonane! Hala Madrid!
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: