DIANA KRALL
Glad Rag Doll
2012





Za oknem jesień powoli się do nas zakrada, w muzyce zagościła już na dobre. Mamy prawdziwy wysyp smętnych, rozmarzonych, refleksyjnych płyt, idealnych na jesienne wieczory. Nowe krążki wydali Diana Krall, Tori Amos, Mark Knopfler, Soulsavers, a przecież jeszcze dużo przed nami. W tym przypadku od przesytu głowa nie boli, bo to artyści, na których nagrania ludzie czekają z wytęsknieniem. Artyści wielcy i uznani, których wręcz nie wypada krytykować. Między innymi dlatego mam spory kłopot z właściwą oceną nowego albumu pierwszej damy współczesnego jazzu, Diany Krall. Nie jestem fanem ani jazzowej stylistyki, ani tym bardziej wodewilowej muzyki lat 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku, do której tym razem sięgnęła piękna Kanadyjka. Jednakże nie mogę odmówić uroku tym nagraniom. Zmysłowe interpretacje Krall urzekają, mają niepowtarzalny klimat, w którym wokalistka znakomicie się czuje. Problem w tym, że zestawione razem w tak potężnej dawce, po prostu nużą. Powodują stany depresyjne zamiast radości z obcowania ze sztuką. Oczywiście mówię o moich odczuciach, nie deprecjonując wartości wykonań Diany Krall. Wiadomo, że świetnie śpiewa, udowodniła to na poprzednich płytach. Jej niski, namiętny głos bardzo pasuje do wybranych kompozycji. Ten jesienny album, pięknie wydany, zilustrowany odważną sesją zdjęciową, nawiązującą klimatycznie do czasów prohibicji, na pewno przypadnie do gustu jej wielbicielom. Będą go cenić za oddanie klimatu starych nagrań, za piękne interpretacje, za przywołanie ducha minionych lat i odwagę w sięganiu po taki mało komercyjny repertuar. Wszystko to prawda i mogę Glad Rag Doll śmiało polecić fanom, którzy już w listopadzie będą mieli okazję obejrzeć artystkę na żywo we Wrocławiu, Warszawie i Gdyni. Ale mnie to po prostu nie rusza. Jako całość, bo poszczególne nagrania i owszem. Prawie 7-minutowe (!) Lonely Avenue Raya Charlesa po prostu powala. Albo Just Like A Butterfly That’s Caught In The Rain czy Wide River To Cross. Diana Krall udowodniła, że potrafi się odnaleźć w każdym repertuarze. Ja jednak wolę ją z wczesnych albumów. Może po prostu jestem jeszcze w letnim, a nie jesiennym nastroju?