TRIANGLE
Piąty wymiar
2009, Australia, Wielka Brytania
thriller, reż. Christopher Smith
Pętla czasowa. Zjawisko bardzo intrygujące, ale niezwykle rzadko wykorzystywane w kinie. Dlatego jeśli już takie filmy się pojawiają, są szeroko komentowane i wywołują sporo kontrowersji. Dobrym przykładem jest Piąty wymiar, gdzie temat potraktowano dość ciekawie, a fora internetowe rozgrzały się od dyskusji na temat filmu. Czy to już sztuka czy upudrowana szmira? Czy reżyser miał wizję, czy tylko udaje, że chce coś konkretnego przekazać? Po projekcji każdy wyrobi sobie własne zdanie, bo film zostawia szerokie pole do interpretacji. Moim zdaniem film jest znakomity. Wciąga i intryguje, a zaskakująca końcówka pozwala wyciągnąć różne wnioski. I o to tutaj chodzi. Reżyser nie podaje rozwiązania na tacy tylko skłania widza do myślenia. Jeśli komuś myślenie jest obce, powinien unikać Piątego wymiaru (to oczywiście polski tytuł – w oryginale brzmi Triangle czyli Trójkąt, i bardziej się kojarzy z Trójkątem Bermudzkim, gdzie niewytłumaczalne zjawiska są na porządku dziennym).
Samo streszczanie fabuły mija się z sensem, bo prosto opowiedziana może tylko spłaszczyć film. W skrócie: Jess podróżując z przyjaciółmi jachtem podczas sztormu musi schronić się na przepływającym obok pustym statku, gdzie przeżywa deja vu. Jest świadkiem śmierci kolejnych osób i ze zdumieniem odkrywa, kto jest zabójcą. Historia zatacza koło i zaczyna się powtarzać. Ile razy można umrzeć? Będąc w piątym wymiarze – w nieskończoność. Film znakomicie buduje napięcie i wzmaga ciekawość widza. Gdy w połowie wydaje się, że wszystko jest pozamiatane, właściwa historia dopiero się zaczyna. Statek-widmo to pułapka, z której nie ma ucieczki. Uwikłana w pętlę czasową bohaterka nie wie, jak się wyplątać z dziwacznej sytuacji. Reżyser chyba też nie wie, dlatego nie wyjaśnia piętrzących się wątpliwości zostawiając widzowi możliwość dokończenia układanki. To bardzo wygodne wyjście, ale nie sądzę, by można było z tego czynić duży zarzut. Znakomity scenariusz trzyma w niepewności do samego końca, gdzie i tak zostajemy po raz kolejny zaskoczeni. Uwielbiam takie kino. Niepokojący klimat i spora dawka emocji. Oczywiście znajdzie się wielu, którym taka forma opowieści nie odpowiada, znajdą tu liczne dziury logiczne i zakwestionują sens całości. To dobrze. Najważniejsze, że film wywołuje reakcje i nie przechodzi bez echa. Każdy ma swoją wizję na temat tego, jak powinna była się zachować bohaterka i dlaczego tego czy tamtego nie zrobiła. Ale jeśli potraktujemy jej próby uratowania autystycznego syna jako syzyfową pracę (nazwa statku to Aeolus, łacińska nazwa Eola – ojca Syzyfa), jako karę za bycie złą matką, to pojawia się nowy wątek do dyskusji. I tak można w nieskończoność. Bo pętla czasowa nie ma początku ani nie ma końca. Gorąco polecam.
Samo streszczanie fabuły mija się z sensem, bo prosto opowiedziana może tylko spłaszczyć film. W skrócie: Jess podróżując z przyjaciółmi jachtem podczas sztormu musi schronić się na przepływającym obok pustym statku, gdzie przeżywa deja vu. Jest świadkiem śmierci kolejnych osób i ze zdumieniem odkrywa, kto jest zabójcą. Historia zatacza koło i zaczyna się powtarzać. Ile razy można umrzeć? Będąc w piątym wymiarze – w nieskończoność. Film znakomicie buduje napięcie i wzmaga ciekawość widza. Gdy w połowie wydaje się, że wszystko jest pozamiatane, właściwa historia dopiero się zaczyna. Statek-widmo to pułapka, z której nie ma ucieczki. Uwikłana w pętlę czasową bohaterka nie wie, jak się wyplątać z dziwacznej sytuacji. Reżyser chyba też nie wie, dlatego nie wyjaśnia piętrzących się wątpliwości zostawiając widzowi możliwość dokończenia układanki. To bardzo wygodne wyjście, ale nie sądzę, by można było z tego czynić duży zarzut. Znakomity scenariusz trzyma w niepewności do samego końca, gdzie i tak zostajemy po raz kolejny zaskoczeni. Uwielbiam takie kino. Niepokojący klimat i spora dawka emocji. Oczywiście znajdzie się wielu, którym taka forma opowieści nie odpowiada, znajdą tu liczne dziury logiczne i zakwestionują sens całości. To dobrze. Najważniejsze, że film wywołuje reakcje i nie przechodzi bez echa. Każdy ma swoją wizję na temat tego, jak powinna była się zachować bohaterka i dlaczego tego czy tamtego nie zrobiła. Ale jeśli potraktujemy jej próby uratowania autystycznego syna jako syzyfową pracę (nazwa statku to Aeolus, łacińska nazwa Eola – ojca Syzyfa), jako karę za bycie złą matką, to pojawia się nowy wątek do dyskusji. I tak można w nieskończoność. Bo pętla czasowa nie ma początku ani nie ma końca. Gorąco polecam.