PATTI SMITH Banga

Patti Smith Banga recenzjaPATTI SMITH
Banga
2012

altaltaltaltalt

Patti Smith to żywa legenda rocka. Wprawdzie ta bezkompromisowa i buntownicza poetka największe sukcesy odnosiła w latach 70., ale zawsze miło znów ją usłyszeć. Zwłaszcza, że na nowe kompozycje kazała czekać 8 lat. Latka lecą, ale głos ciągle ten sam, pełen mocy i młodzieńczej werwy. Tylko kompozycje trochę się zmieniły. Nie ma tu już zadziorności wczesnych nagrań, jest więcej melodyjnego rocka (choćby świetny, singlowy numer April Fool) i lżejszych, wręcz radosnych piosenek (folkujący Mosaic). Zresztą sama Patti przed premierą płyty zapewniała, że jest na niej sporo niewinności i delikatności. Ale to wcale nie zarzut. Bo właściwie słuchając tego albumu, aż trudno uwierzyć, że powstał w 2012 roku. Patti Smith śpiewa jak na Horses (1975) albo Wave (1979). Banga spokojnie mogłaby ukazać się w tamtym czasie. Może nie ma tu numerów na miarę Dancing Barefoot, ale jest wystarczająco dużo niezłej muzyki, by uznać jedenasty studyjny album Patti Smith za jej najlepsze dzieło w tym stuleciu. Już sam początek bardzo wiele obiecuje. Delikatny Amerigo, z typowymi dla artystki melorecytacjami, opowiada o samotności podczas wyprawy w 1497 roku odkrywcy Amerigo Vespucciego. Z kolei This Is The Girl to ładna ballada napisana specjalnie w hołdzie Amy Winehouse. Mamy jeszcze Fuji-San, najbardziej żwawy utwór na płycie, zainspirowany trzęsieniem ziemi w Japonii, oraz dynamiczną kompozycję tytułową. Banga to imię wiernego psa Poncjusza Piłata w powieści Michaiła Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Trzeba też koniecznie wyróżnić epicki, ponad 10-minutowy Constantine’s Dream. To już absolutna klasyka Patti Smith, która uwielbia zamieszczać na płytach długie i rozbudowane kompozycje, w czasie których na tle pokręconej muzyki recytuje tekst, zmieniając natężenie głosu. Nie zawsze są to próby udane, ale w tym przypadku jak najbardziej tak.
Jedyny problem tej płyty, a właściwie wszystkich płyt Patti Smith, polega na tym, że są skierowane głównie do fanów artystki, akceptujących i kochających jej bardzo specyficzny, jedyny w swoim rodzaju styl muzyczny. Jeśli ktoś lubi takie senne klimaty, zasłuchuje się w monotonnych melorecytacjach, to Banga jest właśnie dla niego. I w ogóle cała Patti Smith jest dla niego. W przeciwnym razie ta muzyka może zmęczyć. Mnie jednak bardzo odpowiada. Chociaż nie brak też na albumie trochę nijakich i nużących kompozycji, to jednak zdecydowanie więcej jest na tak niż na nie. Gorąco polecam.
Udostępnij

Post Author: Sławek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Potwierdź, że nie jesteś automatem: