DEEP PURPLE
Made In Japan
1973





R2R
Smoke On The Water – to z pewnością najbardziej znany utwór zespołu Deep Purple. Każdy początkujący gitarzysta zaczyna od tego naukę. Proste i genialne zarazem. To właśnie ten utwór otworzył mi kiedyś oczy na muzykę rockową. Właśnie ta wersja, pochodząca z koncertowego albumu Made In Japan. Trochę lepsza od studyjnej, bardziej dynamiczna i wyrazista. I z konkretnym zakończeniem, którego zabrakło na albumie Machine Head.
Gdybym miał wybrać najlepszy rockowy album koncertowy, bez wahania wskazałbym na Made In Japan. To nie jest zapis jednego pełnego występu lecz najlepsze kawałki z japońskich koncertów w Osace i Tokio w 1972 roku. Dzięki temu mamy zestaw wyjątkowy. Jeśli ktoś chce mieć Deep Purple w pigułce, powinien sięgnąć właśnie po ten album. Każdy utwór to arcydzieło rockowe, doskonale obrazujące, jak się wtedy grało. Koncerty nie były sztywnym odegraniem dopracowanych w studio piosenek. Był czas na improwizację, rozciąganie utworów, wplatanie innych wątków. To właśnie siła omawianego wydawnictwa. Żaden z utworów nie brzmi tak samo jak na płytach studyjnych. Wszystkie są rozbudowane i znacznie ciekawsze. A wybór jest znakomity, z megaklasykiem Child In Time na czele. W wersji znacznie bardziej dynamicznej niż na Deep Purple In Rock. Krzyk Gillana po prostu poraża. Podobnie jak życiowe solo Blackmore’a w Highway Star czy dialog z Gillanem w Strange Kind Of Woman.
To niesamowite, że tak świetne kompozycje jak wymienione można było zagrać jeszcze lepiej niż w studio. Każdy z pięciu muzyków był wtedy w szczytowej formie, a jako zespół nigdy nie brzmieli lepiej. Potrafili wyzwolić jakąś niesamowitą energię, dzięki czemu ta płyta broni się nawet po 40 latach. Tylko 7 utworów, ale np. Space Truckin’ trwa prawie 20 minut. Był to album dwupłytowy, wydany potem na jednym kompakcie. Ostatnio jednak wyszła wersja 2CD, i tę polecam, zawiera bowiem dodatkowy dysk z utworami Black Night, Speed King i Lucille, których nie było na oryginalnym wydawnictwie.
Gdybym miał wybrać najlepszy rockowy album koncertowy, bez wahania wskazałbym na Made In Japan. To nie jest zapis jednego pełnego występu lecz najlepsze kawałki z japońskich koncertów w Osace i Tokio w 1972 roku. Dzięki temu mamy zestaw wyjątkowy. Jeśli ktoś chce mieć Deep Purple w pigułce, powinien sięgnąć właśnie po ten album. Każdy utwór to arcydzieło rockowe, doskonale obrazujące, jak się wtedy grało. Koncerty nie były sztywnym odegraniem dopracowanych w studio piosenek. Był czas na improwizację, rozciąganie utworów, wplatanie innych wątków. To właśnie siła omawianego wydawnictwa. Żaden z utworów nie brzmi tak samo jak na płytach studyjnych. Wszystkie są rozbudowane i znacznie ciekawsze. A wybór jest znakomity, z megaklasykiem Child In Time na czele. W wersji znacznie bardziej dynamicznej niż na Deep Purple In Rock. Krzyk Gillana po prostu poraża. Podobnie jak życiowe solo Blackmore’a w Highway Star czy dialog z Gillanem w Strange Kind Of Woman.
To niesamowite, że tak świetne kompozycje jak wymienione można było zagrać jeszcze lepiej niż w studio. Każdy z pięciu muzyków był wtedy w szczytowej formie, a jako zespół nigdy nie brzmieli lepiej. Potrafili wyzwolić jakąś niesamowitą energię, dzięki czemu ta płyta broni się nawet po 40 latach. Tylko 7 utworów, ale np. Space Truckin’ trwa prawie 20 minut. Był to album dwupłytowy, wydany potem na jednym kompakcie. Ostatnio jednak wyszła wersja 2CD, i tę polecam, zawiera bowiem dodatkowy dysk z utworami Black Night, Speed King i Lucille, których nie było na oryginalnym wydawnictwie.