KI
2011, Polska
dramat, reż. Leszek Dawid
wyst. Roma Gąsiorowska





Spotkałem się z opinią, że to film o niczym, bez żadnego przekazu, przerost formy nad treścią. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Może nie ma tu wartkiej akcji, bo też jest to kino obserwacji, kino obyczajowe, portretujące sytuację wielu kobiet w Polsce, którym nie starcza do pierwszego i muszą sobie jakoś radzić, bo samotnie wychowują małe dziecko. Taka właśnie jest Kinga, rewelacyjnie zagrana przez Romę Gąsiorowską. To zdecydowanie jej najlepsza rola. Ki to zbyt barwna postać, aby ją krótko opisać, ale spróbuję. Ki jest jak rakieta – żyje szybko, na skróty, leci prosto do celu, wie czego chce i bierze to bez pytania. Skraca nie tylko imiona (Piotr to Pio, Mikołaj Miko, Gosia Go, itp.), skraca też dystans do innych osób, wykorzysta każdego, kogo pozna. Irytuje i fascynuje jednocześnie. Nie jest złą matką, chce jak najlepiej dla swojego Pio, ale nie zamierza rezygnować z zabawy i spotkań z koleżankami tylko dlatego, że urodziła dziecko. Nie umie zaakceptować tego, że dziecko wywraca świat do góry nogami i wszystko zmienia. Zresztą koleżanki dają jej do zrozumienia, że nie zawsze może na nie liczyć – bo też Ki jest jak studnia bez dna. Pożyczysz jej 100 zł – jutro poprosi o 200, przypilnujesz Pio przez kilka minut – jutro będziesz go musiał pilnować cały wieczór, zagadasz do niej na ulicy – jutro się do ciebie wprowadzi. Mimo to postać grana przez Gąsiorowską budzi sympatię (wbrew temu, co napisano na plakacie). Ten jej dynamizm imponuje. Ki zaraża swoją determinacją i optymizmem. Nie traci go nawet gdy kilkakrotnie zderza się z bolesną rzeczywistością.
O czym jest ten film? O rozpaczliwych próbach radzenia sobie w takiej sytuacji. Te próby zawodzą, Ki nie rozumie, że świat nie kręci się tylko wokół niej, że musi sama się trochę zmienić, znaleźć stałą pracę i przede wszystkim być mniej męcząca dla otoczenia, bo każdy ma własne sprawy i problemy. Nie potrafi też skorzystać z okazji, jaką dostała od losu w postaci Mikołaja – odrzuca go w momencie, gdy ten przekonuje się, by na dłużej zagościć w jej życiu. Dlatego zostaje sama i…
I nie wiadomo co, bo film nie ma zakończenia. Szkoda, brak mocnego akcentu na koniec to duży minus. Ale też zabieg celowy – bo tak naprawdę Ki zabrnęła w sytuację bez wyjścia. Bez łatwego wyjścia. Ale nie obawiajmy się – Ki nie utonie, w najgorszym razie chwyci się brzytwy.
O czym jest ten film? O rozpaczliwych próbach radzenia sobie w takiej sytuacji. Te próby zawodzą, Ki nie rozumie, że świat nie kręci się tylko wokół niej, że musi sama się trochę zmienić, znaleźć stałą pracę i przede wszystkim być mniej męcząca dla otoczenia, bo każdy ma własne sprawy i problemy. Nie potrafi też skorzystać z okazji, jaką dostała od losu w postaci Mikołaja – odrzuca go w momencie, gdy ten przekonuje się, by na dłużej zagościć w jej życiu. Dlatego zostaje sama i…
I nie wiadomo co, bo film nie ma zakończenia. Szkoda, brak mocnego akcentu na koniec to duży minus. Ale też zabieg celowy – bo tak naprawdę Ki zabrnęła w sytuację bez wyjścia. Bez łatwego wyjścia. Ale nie obawiajmy się – Ki nie utonie, w najgorszym razie chwyci się brzytwy.